Tajemnice Nalewek/Słowo wstępne

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Nagiel
Tytuł Tajemnice Nalewek
Słowo wstępne
Wydawca E. Wende i S-ka
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Leona Nowaka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


∗             ∗

Ktoś nazwał Nalewki „kieszenią Warszawy“.
Określenie jednostronne. Jest to raczej olbrzymie laboratorjum, wytwarzające i pochłaniające pieniądz, targowica na towary dozwolone i zakazane, mrowisko poprzecinane mnóstwem krętych drożyn, chowające w swem łonie miljon obok ostatniego steku nędzy i uczciwą pracę obok wszelkich łotrostw, a zawsze pełne ożywienia, wrące gorączkowym, przyśpieszonym ruchem.
Nalewki wraz ze swemi, że się tak wyrażę, dopływami: Franciszkańską, Gęsią i Muranowską, nie są podobne do żadnej z ulic Warszawy.
Takiego tłumu, pędzącego nazabój, gestykulującego i rozprawiającego głośno, zaczepiającego się wzajem, obrabiającego interesy na trotuarze, gorączkowego, nie tracącego ani chwili czasu, nie znajdzież nigdzie indziej w Warszawie. Przedrzeć się przez to ludzkie mrowie ani podobna! Środkiem biegną z głośnemi dzwonkami tramwaje, jadą dorożki; turkoczą ciężkie, ładowne wozy. Przy trotuarach wyładowują towary. Wszędzie ruch. Niekiedy fala ludzka, nie znajdując dość miejsca na chodniku, wylewa się na środek ulicy.
A same domy... Nie spostrzeżesz na nich ani jednego łokcia wolnego muru: wszędzie szyldy. Na parterze sklepy, na piętrach składy — i tak dalej, aż do poddasza. W podwórzu również sklepy. I zajrzeć tylko do której z tych ciemnych nor: znajdzież tam towaru nieraz na setki tysięcy rubli.
Domy mają specjalny charakter i fizjognomję. Brudne i obdarte, ale pakowne. Kilka podwórz, cały labirynt oficyn, jakieś pochylone domki, rodzaj stajenek — to wszystko mieści kilka tysięcy nieraz osób. Takie olbrzymie domy, małe miasteczka, mają odrębną ludność. Straganiarka, co przez pół wieku na trzeciem podwórku sprzedawała sąsiednim bachorom makagigi; oto bakałarz, co z chederu w drugiem podwórzu przez lat dziesięć na ulicę nie wyjrzał...
Czego zresztą nie znaleźć na Nalewkach? Są tu i fabryki i warsztaty, i składy, i kantory, i hotele i restauracje. Jest tu i ludność przyjezdna, specjalna o długich kędzierzawych brodach, twarzach wschodnich, zapachu cebuli i długich chałatach, przedsiębiorcza, robiąca obroty na tysiące, przybyła z Odesy, Tyflisu, nieraz z Ispahanu, ale zawsze z Nalewkami tysiącem węzłów związana, mówiąca ich językiem i interesy ich rozumiejąca.
To strona zewnętrzna Nalewek, strona na pokaz.
A co się jeszcze kryje wewnątrz, pod tem mrowiskiem, w suterenach, na poddaszach, w spokoju zamkniętych mieszkań prywatnych i tajemniczych tylnych gabinetach sklepów i kantorów?... Kto wie...
Jakkolwiekbądź, widok Nalewek prawdziwie jest wspaniały, czy w dzień powszedni, gdy wszystko wre pracą i ruchem, gotuje się i biegnie naprzód, czy bardziej jeszcze — w sabbat. Wówczas sklepy zamknięte, turkot ładownych wozów ustał, wszędzie milczenie i spokój. Rankiem, powoli, z powagą na ustach i zawiniątkami w ręku, przeciągają szeregi patrjarchów w powrocie z synagogi, a wieczorem, gdy księżyc srebrzy skwer na Nowolipkach, suną w milczeniu pary, pełne biblijnej ekstazy, ciche i takie jakieś powłóczyste, jakgdyby duchy ich przodków z dalekich krain Palestyny...
Od czasu do czasu słychać tylko nucony zcicha pół-majufes, pół-hymn jakiś biblijny, trącający w struny serca żałością za zburzoną Jerozolimą i odbrzmiewający triumfem, że owej Jerozolimy szczątki nad brudną falą Wisły wybrany lud odbudować zdołał.
A księżyc ozłaca zakurzoną zieleń drzew skweru na Nowolipkach, ślizga się po brudnych murach głównego więzienia karnego, które się za skwerem ciężkie i nieforemne rozsiadło, i wreszcie wieńczy swoim pieszczotliwym blaskiem srebrzystą koronę synagogi, co się z poza murów więzienia wychyla.
Dziwna apoteoza: niżej więzienie, wyżej szczyt synagogi.
Słusznie powiedział jakiś Rzymianin:
Per aspera — ad astra“.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Nagiel.