Tajemnica talentu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Emil Breiter
Tytuł Tajemnica talentu
Pochodzenie Wiadomości Literackie 1937 nr 50 (736) wybór
Numer poświęcony pamięci Zbigniewa Uniłowskiego
Data wyd. 5 grudnia 1937
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały wybór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Tajemnica talentu
Ktokolwiek zetknął się bliżej z autorem „Wspólnego pokoju“, ulegał czarującemu wdziękowi i prostocie pisarza, w którego oczach paliła się gorączka twórczości. Myśl o powołaniu pisarskiem nie opuszczała Zbigniewa Uniłowskiego nigdy. Znajdował on w każdej sytuacji nieomylną drogę do własnego spojrzenia na ludzi i rzeczy. W ciągu kilku lat, w których objawił się i tak szybko dojrzewał jego talent pisarski, przygotowywał się Uniłowski do wystąpień powieściowych, zakrojonych na najwyższą miarę. Wszystko co tworzył i pisał, było próbą określenia samego siebie w stosunku do współczesności.

Uniłowski nie był człowiekiem doktryny ani skrystalizowanych poglądów. Był przedewszystkiem artystą. Nie było w nim nic fałszywej skromności, ani nadmiernego mniemania o sobie. Skromność łączył z poczuciem własnej wartości, dzisiejszość swego artystycznego wysiłku — z rozległemi marzeniami o przyszłych książkach. Była w nim naiwność dziecka, która umiała nagle przemieniać się w kamienną i nieustępliwą dojrzałość.
Nie było rozdźwięku między twórcą a jego dziełem. Pisał przecież tylko o sobie, o swojem dzieciństwie, o młodości i podróżach. Gonił za cieniem swojej niedawnej przeszłości, aby ją artystycznie utrwalić i w ten sposób przezwyciężyć. Należał do tych, którzy budują swoją sztukę na osobistych przeżyciach i doświadczeniach. Poprzez powieściowe kształtowanie samego siebie, docierał do prawdy o życiu. Egotyzm Uniłowskiego był płodny w całem znaczeniu tego słowa. Nie umieszczał siebie w centrum świata, nie uprawiał fetyszyzmu jaźni, ani romantycznej kokieterji. Stanowił sam dla siebie element obserwacyjny i punkt wyjścia, z którego wyruszał na podbój rzeczywistości.
Jak każdy rasowy powieściopisarz, miał poczucie własnej realności biologicznej, pamiętał siebie we wszystkich możliwych przekrojach, w każdej sytuacji i przemyśleniu. Ale nie tylko siebie. Kto w jakiejkolwiek formie wszedł w orbitę jego osobistego życia, stawał się jak gdyby jego własnością artystyczną. „Ja was wszystkich kiedyś opiszę“ — mówił nieraz do przyjaciół pół żartem, pół serjo.
„Opisywanie“ stanowiło pasję i treść jego artystycznego wysiłku. W namiętności rejestrowania, obserwowania, notowania, spostrzeżeń i wspomnień, w obsesji autobiograficznej, jest Uniłowski gatunkowo bardzo zbliżony do współczesnych prozaików francuskich (Céline). A chociaż nie zamierzał nic więcej niż opisywać i miał w pogardzie (nieraz krzywdzącej) t. zw. powieści społeczne, to przecie proza, która po nim została — właśnie dzięki żywiołowej sile obserwacyjnego i narracyjnego talentu — znacznie bardziej wnika w aktualne zagadnienia młodego polskiego pokolenia, aniżeli szereg uczonych, intelektualnie pogłębionych i społecznie nastrojonych powieści.
We „Wspólnym pokoju“ mogą odnaleźć się nie tylko najmłodsi pisarze, ale i ci wszyscy — oficjalni oraz półoficjalni, na których ciąży troska o „kwiat narodu“, o jego artystów i pisarzów. Z przejmującym realizmem i z dużym zasobem autoironji opisywał Uniłowski w tej książce środowisko młodych talentów, uczniów, studentów, dziennikarzy i rozmaitego pokroju artystów, wyrzuconych falą wojny na bruk wielkiego miasta, zdezorientowanych, wiecznie ze sobą skłóconych. W perspektywie historycznej można „Wspólny pokój“ porównać ze słynną powieścią Strindberga „Das rote Zimmer“, która wywołała w swoim czasie tyle hałasu w społeczeństwie skandynawskiem. Debjut powieściowy Uniłowskiego i u nas nie przeszedł bez echa. Zwrócił na siebie uwagę elity intelektualnej i... cenzora. (Wyrazić trzeba nadzieję, że drugie wydanie tej książki, przejrzane i przygotowane do druku przez autora, spotka się z przychylniejszą oceną właściwych czynników).
„Wspólny pokój“ stanowi jedynie wstęp do wielkiej powieści autobiograficznej, której nie dane było Uniłowskiemu ukończyć. Ale już pierwszy tom tej powieści, „Dwadzieścia lat życia“ i zawarte w nim dzieje Kamila Kuranta, stanowią trwały wkład do literatury. Historja życia tego dziesięcioletniego chłopca jest niemal autentyczną biografją samego autora. Życie to było ciężkie i twarde, jak życie dziecka ulicy. Uniłowski nie rozczula się nad niem ani nie uprawia nieznośnej dla siebie dydaktyki. Przełamał przecież, zdawałoby się, wszystkie przeciwności, a tkwiące w nim głęboko ukochanie życia przydawało jego młodzieńczej postaci tyle zwycięskiego optymizmu. Wydobył się nie bez trudu z drobnomieszczańskiego Powiśla, z krawieckiej pańszczyzny, z piccolackiej poniewierki, z najbardziej paradoksalnych warunków bytowania; zawsze pełen optymizmu, szedł ku swoim artystycznym przeznaczeniom z wiarą że dokona rzeczy najtrudniejszych. Dlatego jego ostatnia książka, pomimo surowego realizmu, posiada ton wyzwoleńczy i godzący z życiem. Chociażby życie było nie wiem jak okrutne, zawsze można, dzięki wielkim i namiętnym pragnieniom, „wygramolić się“ z nikczemnego środowiska — mówił Uniłowski na wszystkich kartach tej powieści. Trzeba tylko posiadać hart ducha, wytrwałość, wielkie pragnienia i prawość charakteru.
Te wszystkie cechy posiadał Uniłowski w najwyższym stopniu i w najczystszej formie. One to sprawiły, że nieznany nikomu, nie obdarzony żadnym przywilejem społecznym (urodzenia, wychowania lub majątku), wtargnął zwycięsko na parnas, na którym znalazł odrazu tyle przyjaźni i uznania.
Widzieliśmy w nim wszyscy człowieka, który sam siebie stworzył i wszystko sobie jedynie zawdzięczał. Był jednym z tych, przez których przepływa i do twórczego wyrazu dochodzi niezgłębiony żywioł życia. To właśnie stanowiło tajemnicę jego talentu.

Emil Breiter.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Emil Breiter.