Sześćdziesięciolecie „Ziemianina”
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Sześćdziesięciolecie „Ziemianina” | |
Podtytuł | Organu Centralnego Towarzystwa Gospodarczego w Wielkim Księstwie Poznańskiem | |
Wydawca | Red. „Ziemianina” | |
Data wyd. | 1910 | |
Druk | Czcionkami Drukarni Dziennika Poznańskiego | |
Miejsce wyd. | Poznań | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB ![]() ![]() ![]() | |
| ||
Indeks stron |
SZEŚĆDZIESIĘCIOLECIE
„ZIEMIANINA“
ORGANU CENTRALNEGO TOWARZYSTWA
GOSPODARCZEGO
W WIELKIEM KSIĘSTWIE POZNAŃSKIEM
1850—1910
POZNAŃ.
NAKŁADEM REDAKCYI «ZIEMIANINA».
CZCIONKAMI DRUKARNI DZIENNIKA POZNAŃSKIEGO.
1910.
|
Sześćdziesiąt lat mija dzisiaj od dnia, w którym ukazał się pierwszy poszyt „Ziemianina“.
Ci, co naówczas pierwszego „Ziemianina“ współobywatelom swoim oddawali, dawno już w grobie. Pozostała jednak pomiędzy nami gorąca pamięć szlachetnych ich zamiarów i usiłowań, pamięć wytrwałej pracy, która wydała owoce — nie takie może, o jakich marzyli — ale, nie z ich już winy.
Więc kartki te poświęcamy pamięci pierwszych założycieli i redaktorów „Ziemianina“: Wojciecha Lipskiego i Włodzimierza Wolniewicza — dalej tych, którzy spuściznę po nich przejęli: Ludwika Sczanieckiego i Kamila Zakrzewskiego, Antoniego Rosego, dra Józefa Szafarkiewicza, Maksymiliana Jackowskiego, Kazimierza Koszutskiego — a również nie godzi nam pomijać się w wspomnieniu tem tych mężów, którzy w najkrytyczniejszych dla „Ziemianina“ chwilach, kiedy zdawał chylić się do upadku, energią swoją istnienie jego podtrzymali, a mianowicie generała Chłapowskiego z Turwi, Gustawa Potworowskiego z Goli i dr. Hipolita Cegielskiego z Poznania.
Wszyscy oni „dobrze się zasłużyli“ Wielkopolskiemu Ziemiaństwu a „Ziemianina“ szczególniejszą swą otaczali opieką.
Kto w służbie publicznej stoi, powinien od czasu do czasu robić obrachunek z sumieniem własnem, czy dopełnił obowiązków, które podjął, czy wypełnia pracę sumiennie, czy nie zawodzi zaufania, które w nim położono.
A jak człowiek pojedyńczy powinien oglądać się wstecz, poza siebie, sumiennie ważąc, czy sprostał zadaniu swemu, czy czyny jego przyniosły owoce należyte — tak i pismo każde taki obrachunek z sumieniem swem robić powinno, aby nie poszło fałszywemi tory, aby szkody miasto korzyści nie przyniosło.
Taki obrachunek więc z czynów swoich w dzień sześćdziesięcioletniej rocznicy założenia przedkłada dzisiaj „Ziemianin“ wielkopolskiemu społeczeństwu.
Przedkłada, jak działał i co zdziałał.
Historya jego najściślej jest połączona z dziejami rolnictwa wielkopolskiego; w nim dotykano bolączek i niedomagań jego, w nim starano się nowe w rolnictwo nasze wlać życie, na nowe skierować je drogi.
Porówno z wielkopolskiem ziemiaństwem przechodził i „Ziemianin“ koleje różne. Bywały złe, bywały i lepsze czasy — dobrych co prawda nie było!
Kiedy pierwszy poszyt „Ziemianina“ ujrzał światło dzienne, czasy i stosunki zupełnie były od obecnych odmienne.
Lepsze pod wielu względami, ale pod wielu i gorsze.
Lepsze, bośmy na ziemi ojców naszych siedzieli jeszcze zbitą ławą, mieliśmy ziemi w bród — ale tej ziemi nie umieliśmy szanować, nie umieliśmy pracować na niej, nie umieliśmy, mając ją w swem ręku, umiejętnie gospodarzyć, więc i nie zachowaliśmy jej całej. — Pod tym względem czasy były gorsze — znacznie gorsze, od dzisiejszych.
Naówczas wymagania co do wykształcenia gospodarczego były nader małe, a może powiedziećby można słuszniej, żadne — z małymi wyjątkami. Każdy syn ziemianina, który wzrósł wśród pól i łanów rodzinnych, przy pługu i bronie, posiadał tem samem wystarczające wiadomości rolnicze, zdaniem „praktycznych“ gospodarzy, oburzających się na „nowinki“, dolatujące z daleka.
Ale ci, co inaczej na rolnictwo i gospodarstwo wiejskie patrzeli, ci, co widzieli, jak wielkiej reformy w owczesnych stosunkach potrzeba było — wystąpili do walki z zaśniedziałemi zapatrywaniami, a pragnąc mieć broń skuteczną, stworzyli „Ziemianina.“
Każda reforma społecznych obyczai, jeżeli dobre ma wydać owoce, długiego czasu do przeprowadzenia swego wymaga — dłuższego jeszcze, jeżeli musi zwalczać równocześnie zacofane zapatrywania, zabobonne wprost umiłowanie owych niby to lepszych „dawnych czasów,“ które lepszymi być mogły — jeżeli były — ale w „dawnych“ tylko owych czasach. Z tem wszystkiem musieli walczyć pierwsi redaktorowie „Ziemianina,“ a walczyli gorąco, wytykając społeczne błędy, karcąc złe obyczaje, przepowiadając następstwa najsmutniejsze, które pociąga za sobą zacofanie i nieumiejętność. Gromili ostro — ale równocześnie pouczali na łamach „Ziemianina“, wskazywali, co zarzucić należy, a jak postępować. Uczyli uprawiać rolę, tak, jak w innych rolniczych uprawiano ją krajach, aby dochody przynosiła, i uczyli prowadzić hodowlę, aby nam zyski odrzucała, uczyli liczyć, uczyli oszczędzać.
Przeglądając dawne roczniki „Ziemianina“ widzimy, ile trudu zadawali sobie mężowie ci, aby rozbudzić pośród ziemiaństwa wielkopolskiego ducha łączności, jak gorąco nawoływali do zakładania Towarzystw Rolniczych, widząc, że tylko wspólna praca owoce wydać może.
A później znowu wołają o reformę kredytu rolniczego, wskazują na konieczność instytucyi finansowo-ziemiańskich.
I za ich staraniem budzi się duch, powstają Towarzystwa Rolnicze, najpierw pojedyńczo, odosobnione, aż wreszcie łączą się w jedno Centralne Towarzystwo, którego wpływu na podniesienie naszego rolnictwa pokolenie dzisiejsze może nie umie docenić jeszcze należycie, żyjąc i działając z niem wspólnie.
Wśród zabiegów i starań o podniesienie ziemiaństwa wielkopolskiego, redaktorowie „Ziemianina“ nie zapominają o „braci młodszej“ o wielkopolskim ludzie. Począwszy od pierwszego poszytu ciągle przebija się troska o dolę ludu wiejskiego, o polepszenie jej, — o oświatę jego — a jeden z tych redaktorów „Ziemianina“ wyrasta z biegiem czasu na „Patrona“ wielkopolskiego włościaństwa, i większą część swojego żywota ludowi wielkopolskiemu całkowicie poświęca.
Dzisiejsze prądy, starają się dowieść zaniedbania ludu przez ziemiaństwo wielkopolskie, wywodzą, że ziemiaństwo to nie po bratersku z nim postępowało, że wystawiony był na ucisk, wyzysk, na nędzę, przez niegodnych panów. Powstają nowi opiekunowie ludu, którzy nic dla niego nie zrobiwszy, starają się tylko psuć harmonijny stosunek, zazdrosnem nań spoglądając okiem, a który mężowie prawdziwszego poświęcenia rozumną pracą lat długich pomiędzy dworem a chatą wiejską ugruntowali. Tych to nowych, a niepowołanych z żadnego tytułu opiekunów ludu wielkopolskiego, odsyłamy do roczników „Ziemianina.“ Niech się z nich przekonają, jaką pieczą ziemiaństwo wielkopolskie lud swój otaczało, niech się nauczą z nich, jak około niego pracować należy, jaka tylko praca około ludu na niewzruszonych fundamentach dobro jego zbudować może.
A i o najmłodszej braci, o dorastającem pokoleniu młodzieży niezapominali redaktorowie „Ziemianina“ nigdy. Ileż to cennych uwag pod tym względem, ile praktycznych pod tym względem wskazówek przez mężów doświadczonych a w radzie statecznych znajdujemy na łamach „Ziemianina.“ Podniesienie poziomu zawodowego wykształcenia rolniczego pośród młodzieży wskazywali jako konieczność nieodzowną w celu zmiany całego dawnego systemu gospodarczego i dostosowania się do postępu czasu.
Gdyby dzisiaj pierwsi założyciele „Ziemianina“ stanęli pośród nas, z radością stwierdzić by mogli, że ziarno, które oni pierwsi rzucili, bujne po części wydaje plony. Ale jakiś i smutek musiałby ich ogarnąć, że i te przepowiednie upadku, które wypowiadali bez ogródki, w tak bardzo znacznej części sprawdziły się także.
Ileż to przez te lat sześćdziesiąt ziemi nam ubyło! A ubyło po większej części wskutek niedołęstwa, niezaradności, nieumiejętności gospodarowania, wskutek braku oszczędności i nieliczenia się z groszem!
A jakżeż gorąco przestrzegali oni to właśnie przed tem wszystkiem złem!
Na tej tam glebie, dla nas przepadłej, ziarna, które tak obficie ci koryfeusze rolnictwa naszego w „Ziemianinie“ rzucali, pielęgnować nie umiano. Zarosły je chwasty i zniszczyły doszczętnie i dzisiaj — po niewczasie — kiedy już takie ogromne szmaty dawniej naszej ziemi w obcem znajdują się ręku, ze smutkiem powiedzieć musimy z największym naszym wieszczem:
Ile cię cenić trzeba, ten tylko się dowie,
„Kto cię stracił!“
∗ ∗
∗ |
„Ziemianina“ wydawnictwo stanowi epokę w rozwoju i postępie nauki gospodarstwa nie tylko w granicach W. Ks. Poznańskiego, ale nawet innych dzielnic Polski. Było to bowiem pierwsze pismo rolnicze naukowe obszerniejszych rozmiarów, które wielki wpływ na praktykę gospodarczą w kraju wywierało, tem większy, że wszystko co było światlejsze a gorliwsze pośród ziemiaństwa, garnęło się do współpracownictwa.
Ze szkicu historycznego wydawnictwa tego, które podajemy, młodsze pokolenie niejedną naukę wyciągnąć może. Wielu bardzo pośród niego, przychodząc już do gotowych organizacyi, wyobrażenia nawet niema, ile to trudów starsze pokolenia ponosić musiały, ile zasług położyły na polu kultury kraju naszego, zgnębionego naówczas klęskami politycznemi. Jedno z tych pokoleń w grobie już legło, drugie z pola schodzi, więc trzeba przypomnieć ich pracę, ich starania, ich zabiegi około podniesienia moralnego i ekonomicznego dzielnicy naszej, podwali, na których dalszy rozwój nasz budował się. Wszelkie te prace, wszelkie te usiłowania w celu podniesienia rolnictwa i kultury, a których nić wije się przez wszystkie roczniki „Ziemianina,“ świeciły jasnymi promykami lepszej przyszłości, któraby z pewnością inaczej się ukształtowała, gdyby nie zamieszki polityczne, przerywające wątek tych prac, niszczące ich tło i podstawę. Prace zaś te i usiłowania miały na celu, skołatane nieszczęściem społeczeństwo nasze przynajmniej w części od upadku i zagłady uchronić, dając mu silne podstawy, na którychby oprzeć się mogło; miały na celu ratowanie ojcowizn, którym już wtenczas zagłada groziła.
W lat kilka po roku 1831 zawiązane „Kasyna,” Kółka towarzyskie — w Gostyniu, Gnieźnie, później w Szamotułach, Raszkowie, urządzające skromne zabawy towarzyskie, utworzyły także wydział rolniczo-przemysłowy, zawiązek późniejszych Towarzystw Rolniczych i zaczęły wydawać od 1-go kwietnia 1836 roku u Ernesta Günthera w Lesznie pierwsze rolnicze pismo w Wielkopolsce, dwutygodnik „Przewodnik rolniczo-przemysłowy.” Pismo to rzuciło najpierwsze błyski postępu rolniczego, zamieszczając cenne wskazówki odnoszące się do rolnictwa i administracyi majątków ziemskich. Redaktorem jej był do roku 1840 Koliński, sekretarz kasyna Gostyńskiego, później Borowicz, do roku 1845. Grupowali się około niego wszyscy mężowie dobrej woli, czujący konieczność postępu na polu rolnictwa i zasilali je swymi artykułami. Znajdujemy tam artykuły generała Chłapowskiego, Chłapowskiego z Czerwonej wsi, Gustawa Potworowskiego, Morawskich, Józefa Łubieńskiego, Wojciecha Lipskiego, Cypryana Jarochowskiego, Łaszczewskiego, Sczanieckich — pułkownika i Ignacego, Stanisława Baranowskiego, pułkownika Biesiekierskiego, J. Moszczeńskiego, Karola Karśnickiego, Anastazego Radońskiego itd. — z młodszych: Wolniewicza, Białkowskiego, Taczanowskiego, Zakrzewskiego, Chosłowskiego i innych. Z „Przewodnika” tego dowiadujemy się, że w owym czasie wzorowemi gospodarstwami w dzielnicy naszej były: na pierwszem miejscu Turwia, generała Chłapowskiego, dalej Konarzewo w Rawickiem Bojanowskiego, Chobienice hr. Mielżyńskiego, Potulice pod Rogoźnem Biegańskiego.
„Przewodnik rolniczo-przemysłowy” rozbudził pierwszy ruch umysłowy na polu rolniczem; zaczęto pisywać o rolniczych sprawach, interesować się niemi, zaczęto zawięzywać Towarzystwa Rolnicze, do których zakładania sam rząd zachęcał. Kiedy jednak inny prąd zawiał i ten sam rząd Towarzystwa te w roku 1846 rozwiązał — upadł razem z niemi i „Przewodnik rolniczo-przemysłowy.”
W. Ks. Poznańskie pozbawione więc zostało jedynego pisma zawodowego rolniczego, co nader ujemnie oddziaływać musiało w dzielnicy wyłącznie prawie rolniczej, na rozwój gospodarczy. Niejedna
myśl dobra, niejedno drogo okupione doświadczenie ginęły marnie, a kto się chciał kształcić w zawodzie swoim i iść z postępem czasu, musiał trzymać zawodowe pisma rolnicze niemieckie lub francuzkie, do innych dostosowane warunków, więc nieodpowiadające potrzebie. Ale w tych właśnie latach umysły zajęte były innemi sprawami, o rolnictwie nie pamiętano; tych, co czytywali pisma rolnicze, mało bardzo było.
Po uciszeniu się zawieruch politycznych, odczuto konieczną potrzebę, powrócenia do prac organicznych, przedewszystkiem w dziedzinie gospodarstwa krajowego.
W końcu 1849 roku Włodzimierz Wolniewicz z Dębicza pod Środą i Wojciech Lipski z Lewkowa pod Ostrowem pierwsi porozumieli się w celu wydawania pisma rolniczego i rozbudzenia niem zamiłowania do nauki rolnictwa pomiędzy ziemiaństwem wielkopolskiem. Podjęli wydawnictwo to sami na koszt własny, a zdecydowali się na formę miesięcznika, w poszytach in 80 po 6 arkuszy druku, uważając formę miesięcznych poszytów za najstosowniejszą, aby poważne rozprawy treści naukowej nie traciły na rozdrabnianiu a ciągłością zainteresowały czytelników, aby mogły być więcej wykończone, a Redakcya nie krępowana dniem, ani też ścisłym, bardzo ograniczonym wymiarem pisma, jak przy tygodnikach.
1850—1855.
W dniu 1 stycznia 1850 roku pierwszy poszyt na miesiąc styczeń pisma,
dla którego wydawcy i redaktorowie obrali tytuł: „Ziemianin. Pismo poświęcone Rolnictwu i Przemysłowi,” wyszedł drukiem N. Kamieńskiego i Sp. w Poznaniu, nakładem własnym Redakcyi, a podobiznę tej okładki miesięcznej, dzisiaj bardzo już rzadkiej, poniżej podajemy. Trzy poszyty miesięczne tworzyły tom; na karcie tytułowej każdego tomu położono jako moto urywek z mało jeszcze wtedy znanej „Pieśni o Ziemi naszej” Wincentego Pola:
Gdy się naród ruszy rojem
I dołoży silnej ręki,
To nie darmo się i znoim:
Gumna, stogi się potroją
I jest dosyć w potrzeb swoją,
I świat karmim chlebem swoim.
W czasie rozpoczęcia wydawnictwa „Ziemianina,” t. j. na początku 1850 r. nie istniało w W. Ks. Poznańskim ani jedno Towarzystwo Rolnicze; wszystkie w r. 1846 przez rząd rozwiązane zostały. Rozbudzone przez wypadki 1848 r. namiętności polityczne utrzymywały całe społeczeństwo w rozgorączkowaniu i jeszcze w r. 1850, po zawiązaniu Ligi Polskiej społeczeństwo to nie było pochopnem do zawięzywania Towarzystw z tak pozytywnymi i realnymi celami, jakiemi tylko być mogły Towarzystwa Rolnicze. Obaj więc redaktorowie „Ziemianina” patrząc trzeźwo na świat, starają się artykułami swymi i odezwami zwalczać takie prądy, starają się obudzić chęć do pracy, do nauki, do organizacyi na polu ekonomicznem. Ażeby jednak niestać odosobnionymi, starają się gromadzić około siebie co światlejszych ziemian i mężów nauki, którzy „Ziemianina” artykułami swymi zasilali. Spis ich podamy poniżej. Cały jednak ciężar pracy spadał głównie na obu redaktorów.
Uprzytomnić sobie musimy, że zadanie, które redakcya „Ziemianina” za cel sobie wytknęła, nie łatwem było w owych czasach do przeprowadzenia. Czytanie dzieł i pism rolniczych należało jeszcze do wyjątków pomiędzy praktycznymi gospodarzami, a ogólne panowało uprzedzenie, że nikt z książki niczego praktycznego dla gospodarstwa nie nauczy się, że zaprowadzenie nowości gospodarczych i ulepszeń zagranicznych, prowadzi do ruiny i bankructwa. „Ziemianin” zwalczał te przesądy i siał zdrowe nauki na swych łamach.
W słowie wstępnem, zamieszczonem na początku pierwszego styczniowego zeszytu, r. 1850, redakcya tak się pomiędzy innemi odzywa:
Dalej zaś:
Obce wyobrażenia, obce dążności i działania pod rodzimem niebem nie zawsze dały się aklimatyzować; trzeba więc doświadczenie w innych krajach zrobione, i u nas powtórzyć, na naszej ziemi sprawdzić. To przechodzi siły pojedyńczych osób. Dopóki mieć nie będziem pism czasowych, lub dopókąd stowarzyszenia nasze czynnemi być nie zaczną — skutek pomyślny lub niepomyślny jakiego doświadczenia, będzie nauką dla tego tylko, który je wykonał, a najwięcej, jeżeli przez ustne udzielenie znajomym stanie się własnością osób kilku lub kilkunastu. Potrzebny nam więc jest koniecznie organ, przez który byśmy sobie nawzajem udzielać mogli własne doświadczenia, odkrycia, pomysły, doświadczenia obce, o ile do naszych gospodarstw z korzyścią zaprowadzone być mogą.”
W tym duchu więc wychodzi „Ziemianin.”
W pierwszym zaraz poszycie zamieszcza główny redaktor, Wolniewicz artykuł „O użyznianiu ziemi,” w którym wyświecił znaczenie i wpływ chemii w zastosowaniu do rolnictwa; artykuł ten zrobił wielkie wrażenie, a wszystkie pisma rolnicze polskie powtórzyły go. W drugim poszycie ogłasza Lipski „O hodowaniu ziemniaków” obszerną rozprawę. Biernacki, były minister Królestwa Polskiego, zamieszcza interesujący, z angielskiego tłomaczony artykuł o drenowaniu. O uprawie kukurydzy, seradeli, łubinu, pierwsze wiadomości dochodzą rolników przez „Ziemianina.” Dział hodowli bydła starannie zawsze jest opracowany; znajdujemy artykuły bardzo dobre o konieczności troskliwego wychowu bydła młodocianego, o rasach rozmaitych bydła i ich zaletach, o tuczu i t. p. rzeczy, na ówczas nowe, o których wielkopolscy rolnicy w największej części nie zasłyszeli byli jeszcze. Dział machin i narzędzi rolniczych ulepszonych mieścił się również już w pierwszych poszytach „Ziemianina.” Kwestya fabrykacyi cukru z buraków, prace akordowe i rachunkowość gospodarska, marglowanie, kwestya podniesienia gospodarstw włościańskich, omawiane są szeroko już w pierwszym roczniku.
Napotykamy dalej ciekawą statystykę rolniczą W. Ks. Poznańskiego: zestawienie większej własności ziemskiej ponad 240 mórg, tabelę porównawczą płaconych dzierżaw za domeny królewskie w całych Prusach — z której widzimy, że naówczas w Poznańskim departamencie płacono przeciętnie z morgi 20 srebrnych groszy 3 fen., w Bydgoskim 21 sgr. 7 fen.; najniższe dzierżawy były w Gąbińskiem, gdzie płacono przeciętnie tylko 17 sgr. 6½ fen., najwyższe w Merseburgskiem 2 tal. 21 sgr. 1 fen. Ciekawemi są statystyczne dane, odnoszące się do istniejących naówczas gorzelni i obszaru obsadzonego ziemniakami; rezultat liczenia bydła z roku 1843 — wszystko to interesujące dla nas dzisiaj szczegóły. Pomiędzy rozmaitościami znajdujemy takie rzeczy jak „Wpływ elektryczności na wzrost i rozwój roślin,“ sprawa do dzisiaj jeszcze nie wyjaśniona; „O przesadzaniu pszenicy“, coś w rodzaju Demczyńskiego.
Ciekawy również jest zamieszczony w „Ziemianinie“ akt narady rolników Prus Zachodnich z 27 listopada 1849 i statut mającego się założyć Towarzystwa Rolniczego; wiadomość o założeniu w dniu 23 grudnia 1849 Towarzystwa Rolniczego w Prusach Zachodnich, wspólnego dla Niemców i Polaków, do którego ci ostatni licznie przystąpili.
„Ziemianin“ zdobył sobie od razu uznanie nietylko w szerokich kołach Wielkopolski, ale i w innych dzielnicach. Warszawska „Gazeta rolnicza, przemysłowa i handlowa“ pisze o nim już w roku 1850:
Ceniąc wysoko tak pożyteczne prace „Gazeta rolnicza, przemysłowa i handlowa“ nieomieszkała udzielić część ich czytelnikom swoim, umieszczając w swych kolumnach nauczające rozprawy z „Ziemianina.“
Nie sama jednak „Gazeta rolnicza“ korzystała z tego pisma. Czerpały z tego odżywczego źródła w trop za nią bracia, siostry i dalsza z takiej czary zasiłku szukająca literatura rodzima. Skwapliwość ta w przedruku świadczy o znamienitych zaletach „Ziemianina.“ Szkodzić mu nikt nie pragnie i nie ma zamiaru. Na tem polu trudnych zapasów Redakcya „Gazety rolniczej“ z „Ziemianinem“ współubiegać się będzie, starając się zawsze utrzymać pożądaną harmonię, wspierać wzajemnie w czem tylko można, przy jednakowym celu i dążności przykładania się do dobra powszechnego.
Inne to były czasy, w których jedno pismo zawodowe o drugiem tak pisało; poczucie „przykładania się do dobra publicznego“ górowało nad wszystkiem.
Od początku roku 1851 wydawnictwo „Ziemianina“ przejmuje na siebie Ernest Günther w Lesznie i w jego oficynie drukuje się aż do końca redakcyi Wolniewicza i Lipskiego w niezmienionym formacie.
Wielki wpływ „Ziemianina“ uwidocznił się najbardziej na polu asocyacyi rolniczej. Społeczeństwo wielkopolskie, które, jak wyżej już powiedzieliśmy, po wypadkach 1848 roku popadło w zupełną prawię apatyę i nie było pochopnem do pomyślenia o pracy organicznej, obudziły z uśpienia artykuły „Ziemianina“. Zaczyna się ożywiać i budzi się pośród niego interes dla Towarzystw Rolniczych. Towarzystwo Rolnicze średzko-wrzesińskie zawięzuje się 20 lipca 1851 r.; Wojciech Lipski zakłada w Ostrowie Towarzystwo Rolnicze odolanowsko-pleszewsko-ostrzeszowskie; budzi się na nowo do życia Towarzystwo Rolnicze gostyńskie.
a na innem miejscu wzywa do poprawnego używania słownictwa rolniczego polskiego, a mianowicie nazw chemicznych.
Ale i w trzecim roku istnienia znajdują się już malkontenci. Ciekawy list i odpowiedź Redakcyi znajdujemy na str. 13 tomu IX.
Z ostrym bardzo artykułem wystąpił „Ziemianin“ z powodu niewzięcia udziału dyrektorów istniejących już polskich Towarzystw Rolniczych w poufnych naradach u naczelnego prezesa nad założeniem Centralnego Towarzystwa Rolniczego. Pierwsze takie zebranie odbyło się w dniu 7 lipca 1852 r. Na 9 dyrektorów obecnych, z Polaków był na niem jedyny Wojciech Lipski z Lewkowa i on też tylko jeden popierał myśl założenia Centralnego Towarzystwa, z tą jednak modyfikacyą, że pragnął dwóch, jednego dla obwodu Poznańskiego, drugiego dla Bydgoskiego. Rezultat jednak tych obrad był ujemny. Naczelny prezes oświadczył, że wobec zdania większości delegatów, która nie życzy sobie Centralnego Towarzystwa, sprawy tej popierać nie będzie.
Redakcya dodaje od siebie, że kluczem do odgadnięcia zagadki, dla czego ani większość delegatów, ani rząd Centralnego Towarzystwa nie życzy sobie, jest to, że wszędzie była większość Polaków.
Drugie takie poufne zebranie dyrektorów u naczelnego prezesa, w którem znowu z Polaków jedyny Lipski z Lewkowa bierze udział, odbyło się pod koniec tego samego roku. Obradowano nad zakładaniem niższych szkół rolniczych. Lipski stawia wniosek o założenie akademii rolniczej w W. Ks. Poznańskiem, na co mu naczelny prezes odpowiada, że wątpi, aby „höheren Orts“ wniosek jego przyjętym został.
I znowu Redakcya nie żałuje gorzkich słów prawdy wobec takiej obojętności dla najżywotniejszych interesów rolnictwa.
Z ruchu Towarzystw zanotować należy zamieszczone w „Ziemianinie“ sprawozdanie z obrad Towarzystwa Rolniczego odolanowskiego z 15 maja 1852 r. i statut szkoły rolniczej przez to Towarzystwo założonej, przyjęty na Walnem Zebraniu 29 grudnia tego samego roku. Jako ciekawy szczegół podajemy, że komisya wybrana do przeprowadzenia uchwały składała się z Niemców i Polaków, a mianowicie Schustera z Sobotki, ks. Zawidzkiego ze Skalmierzyc, Reichelta z Wturka, Czyrnera z Kwiatkowa, Liersa z Radłowa i Lipskiego z Lewkowa.
W rocznikach tych znajdujemy dużo doskonałych artykułów, pomiędzy nimi Wolniewicza tłumaczenie Stöckharda „O używaniu saletry jako pognoju“ i opublikowanie pierwszego doświadczenia, przeprowadzonego także przez Wolniewicza w Dębiczu z użycia saletry chilijskiej pod rzepak; dalej tego samego autora „O stowarzyszeniach i ruchu przemysłowym w naszym kraju,“ a nareszcie „O gospodarstwie majątkowem, czyli o stosunkach finansowych w W. Ks. Poznańskiem,“ który się przeciągnął aż do rocznika w 1855 r.
Artykuł ten ogromne zrobił wrażenie, bo autor karcił najsurowiej wszelkie społeczne błędy, wytykał wady, wskazywał na skutki lekkomyślności, pociągające za sobą utratę majątku, a co za tem idzie utratę ziemi, jedynego naszego oparcia. Niestety! przepowiednie jego w znacznej części sprawdziły się! Artykuł Wolniewicza większego jeszcze nabrał rozgłosu przez wkroczenie prokuratoryi i wytoczenie autorowi procesu o „szerzenie nienawiści między ludnością jednej a drugiej narodowości i podniecanie nieukontentowania przeciwko rządowi.“ Zeszyt „Ziemianina“ ze stycznia 1855 został skonfiskowany. Proces był ciekawy i w swoim czasie rozgłośny; autora bronił radca sprawiedliwości Tschuschke i dr. Władysław Niegolewski, naówczas referendaryusz jeszcze. Mimo usilnych starań prokuratoryi i ponawiania skargi we wszystkich trzech instancyach, sądy wydały wyrok uniewinniający i konfiskata cofniętą została.
Z ciekawego tego artykułu podajemy kilka małych wyjątków:
Przejęcie się tak wielkim i świętym obowiązkiem, powinno właścicieli dóbr uzbroić w niezmierną siłę ducha ku zagrzaniu ich do pracy i do szczerego zamiłowania gospodarstwa; a nadewszystko do poskromienia namiętności, pociągających za sobą próżniactwo i zbytek, za któremi jako konieczne i nieodzowne następstwo przychodzi upadek majątku…
Patryarchalny ojcowski węzeł, który lud wiejski z panem polskim łączy, wiąże go także z całą duchową, wyższą sferą narodowości; przez tę codzienną styczność, przez ten niewidzialny wpływ i działanie, jakie osoby z wyższem usposobieniem moralnem i intelektualnem na osoby niższego usposobienia niepostrzeżenie wywierają, tą samą drogą, tą samą siłą duch narodowy przechodzi i wyrabia się w niższych warstwach społeczeństwa…
To tak ważne stanowisko gdy poparte jest dobrem mieniem, dostatkiem i bogactwem, jakież błogie skutki wydaje! Na kimże to jest, na czyim majątku oparte są te wszystkie dobroczynne instytuyce, Towarzystwo Naukowej Pomocy, te domy ochrony i tym podobne stokrotne składki, ratujące społeczeństwo nasze od zagłady, jeżeli nie na właścicielach większych posiadłości ziemskich? Klasa miejska, lubo patryotyczna, mniej jest zamożna; właściciele mniejszych posiadłości, czyli włościanie nawet dobrze mienni, dalecy są od przykładania się do podobnych datków. Ileż to szlachetnych i wzniosłych pobudek powinien mieć właściciel wsi lub dóbr do oszczędnego szafowania pieniędzmi, do skromnego sposobu życia domowego, do dobrego i rzędnego gospodarowania…
My w chwilach uniesienia, w chwilach zapału, do tylu wielkich cnót, do tylu szczytnych poświęceń jesteśmy zdolni; — a na zimno w powszedniem życiu jesteśmy pełni samolubstwa, próżności i oddani namiętnościom. — Dwa kardynalne warunki potrzebne są do przyrabiania majątku godziwym sposobem, mianowicie w stanowisku właścicieli dóbr; najprzód surowe obyczaje i trzymanie na wodzy namiętności, gdyż za tem idzie jako konieczne następstwo skromne i oszczędne życie domowe, a następnie pilność, zamiłowanie i znajomość gospodarstwa…
Wszelkie poprawy i naśladowania obcych ulepszeń gospodarskich na nic się nie przydadzą, jeżeli my naszego lekkiego i niewytrwałego charakteru niezmienimy. — W naszem wychowaniu i w naszem moralnem usposobieniu leży zarodek i najgłówniejsza przyczyna tego złego zarządu gospodarstwa, który upadek majątków sprawia; wszystkie inne przyczyny są uboczne i mniej zasługujące na uwagę…
Dobry stan gospodarstwa jest wszędzie, ale w naszem położeniu szczególniej, kamieniem probierczym zdolności, inteligencyi i charakteru zarządców gospodarstwa. Zarząd jedną lub kilku wsiami, jeżeli ma wydać rezultaty, wymaga oprócz potrzebnej znajomości rzeczy, uporządkowanej i silnej działalności, bystrego objęcia i stałości charakteru…
Wyciągając przeto z całego mego badania i zastanawiania się nad przyczyną chromienia i upadania naszych gospodarstw, a następnie naszych majątków, ostateczne wnioski, przyszedłem do tego przekonania: że główne złe i pierwotne przyczyna leży w naszym nadpsutym charakterze, w naszem usposobieniu zdemoralizowanem…
Pierwszy zapał do „Ziemianina“ mijał jednakże powoli. „Ziemianin“ wypowiadał zbyt otwarcie prawdę.
Czując jednakże nieudolność własnych sił, Redakcya ponawia tylokrotne prośby i błagania, aby gospodarze praktyczni nieopuszczali tego pisma, lecz, ażeby takowe zasilali zbiorem własnych doświadczeń, na polu rodzimem zrobionych, a zatem najpewniejszych i najprzydatniejszych. Takiego płodu z naszej ziemi, to jest takiego badania, zgłębiania i dociekania potrzeb i stosunków naszego gospodarstwa krajowego, takiego wzajemnego sobie udzielania pomysłów, spostrzeżeń i doświadczeń, takiej własnej pracy rolników i gospodarzy polskich, wielki brak dotąd; — brak nietylko „Ziemianinowi,“ ale i innym polskim czasopismom agronomicznym. Dopóki taka praca umysłowa niewyrobi się u rolników polskich, dopóty się niewyrobi teorya gospodarstwa krajowego, dopóty gospodarstwo krajowe się nie podniesie, tylko częścią spoczywać będzie na dawnych nawykłościach i grzęznąć w odwiecznych wadach, lub też postęp jego będzie skakaniem od jednej nowości do drugiej, będzie przerzucaniem się z jednego systemu do drugiego, bez żadnej myśli zasadniczej, bez żadnego przewodnika w doświadczeniu. Praktyczni zaś gospodarze, gnuśni w robieniu ścisłych doświadczeń i w udzielaniu ich przez pisma Publiczności, niemają prawa w takim stanie rzeczy narzekać, że pisma agronomiczne polskie są tylko echem pism zagranicznych, bo to jest koniecznem następstwem usposobienia moralnego rolników polskich i ich naukowego wykształcenia. Piśmiennictwo bowiem we wszystkich swych gałęziach jest odbiciem ducha narodu; — a pomijając inne dziedziny naukowe i oddając wszelką część wyższym sferom piśmiennictwa duchowego, niech nam wolno będzie zażądać i dla tej najbliższej i najściślej z naszym bytem połączonej nauki, dla agronomii krajowej, należącej się jej pracy i właściwego rozwoju.“
Ale nieszczęśliwe fatum zawisło nad wydawnictwem. Lipski w r. 1855 umiera; Wolniewicz pozostaje sam.
Długoletniemu współredaktorowi, współpracownikowi i przyjacielowi poświęca gorące wyrazy wspomnienia w poszycie wrześniowym „Ziemianina“:
„Nader przykry spadł na mnie w tym czasie obowiązek kreślenia moim najlepszym przyjaciołom pośmiertnych wspomnień; z drugiej strony obowiązek ten niejaką przynosi ulgę w żalu i w smutki, jaki przedwczesny i niespodziewany ich zgon w mojem sercu głęboko wyrył. Nekrolog jest to niejako piśmienny pomnik, utrwalający w pamięci spółczesnych i podający następnemu pokoleniu ku pamięci i nauce całą treść życia pełnego zasług zgasłego obywatela; — niegodzi się przeto szafować tymi piśmiennymi pomnikami dla ludzi pospolitych, którzy ani dobrze nie zasłużyli się krajowi, ani nie mogą być jako wzór przynajmniej prywatnego i domowego życia wystawieni. Na nieszczęście względy przyjaźni lub pochlebstwa prowadzą częstokroć do nadużyć w tym względzie, i zasada starożytnych: „de mortuis nihil nisi bene,“ częstokroć w zbyt rozciągłem znaczeniu bywa wykonywana. — Nie napotykam ja na tę trudność przy skreśleniu życiorysu ś. p. Wojciecha Lipskiego; owszem żywot jego tak publiczny, jak prywatny, obfity mi daje materyał do zasłużonej pochwały i do zaszczytnego wspomnienia; na inną jednakże natrafiam trudność, to jest, że w piśmie agronomicznem, rozpowszechnionem w ościennych krajach, uważać trzeba na obostrzenia cenzuralne; … ograniczyć się przeto muszę na prostem opowiedzeniu biegu życia ś. p. Wojciecha Lipskiego.
Wojciech Lipski urodził się 20 lutego 1805 roku we wsi Lewkowie z ojca Michała, matki Józefy z domu Zaremba. Początkowe nauki pobierał w korpusie kadetów w Kaliszu, który to zakład po utracie ojca (Prokuratora) we więzieniu rosyjskiem, — opuścić musiał. W tym czasie objęła ster wychowania jego babka Salomea z domu Obiezierska, i ta go chłopczykiem jeszcze oddała do szkół, to jest do gimnazyum św. Mateusza w Wrocławiu. — Po ukończeniu szkół słuchał prawa na uniwersytecie w Wrocławiu i Lipsku, a następnie objął gospodarstwo we wsi Majkowie i Kwiatkowie. W roku 1826 ożenił się z Stanisławą Grodzicką. W roku 1830 służył w wojsku, był w kilku bitwach, uzyskał krzyż wojskowy i w końcu rangę majora. Za udział w tej wojnie skarano go jednorocznem więzieniem w fortecy w Głogowie. Powróciwszy do domu, do swej wsi Lewkowa, zajął się z całą energią gospodarstwem i sprawami publicznemi. Kilkakrotnie obrany na Sejm prowincyonalny, piastował urząd sekretarza i redaktora polskiego, zanosił petycye o narodowość, uniwersytet itd.; prócz tego piastował wszelkie urzędy obywatelskie, był radcą Ziemstwa kredytowego; również wybierany był do różnych komisyi departamentowych lub powiatowych. Za jego to usilnem staraniem zbudowano gimnazyum w Ostrowie.
W r. 1846 posądzono go o należenie do związku tajnego i osadzono go w więzieniu aż do marca 1848. W r. 1848 był wybrany deputowanym na Sejm czyli na tak nazwane Zgromadzenie narodowe do Berlina, które zostało rozwiązane w r. 1849. Następnie obrany został członkiem komisyi departamentowej, do klasyfikacyi podatku dochodowego wyznaczonej. Od r. 1849 najwięcej jednakże oddawał się pracom agronomicznym i powziął myśl wydawania czasopisma agronomicznego; jako też po zniesieniu się ze mną w lipcu 1849 roku zamiar ten doprowadziliśmy do skutku i od 1 stycznia 1850 r. wychodzić poczęło pismo miesięczne pod tytułem: „Ziemianin.“
Szanowny mój kolega redaktor z niezmierną gorliwością zajął się tem przedsięwzięciem, nietylko własną pracą, z której wiele oryginalnych, użytecznych wypłynęło artykułów, ale również zachęcaniem innych do pracy i nieszczędzeniem kosztów przyczynił się głównie do wzrostu i podniesienia tego pisma. Każde nowe i użyteczne przedsięwzięcie znajduje u nas w początku żywy udział, dobre przyjęcie i nawet pewien rodzaj entuzyazmu krótkotrwałego; przez to smutne doświadczenie przeszliśmy z „Ziemianinem.“ W pierwszym roku uzyskaliśmy pełno obietnic i oświadczeń piśmiennych czy ustnych, podług których ułożyliśmy listę stałych współpracowników i korespondentów. Z tej dosyć znacznej liczby tylko kilkunastu a w końcu tylko kilku dotrzymało słowa; po kilku latach i z tej liczby ubyli jedni przez śmierć, drudzy przez zmianę stosunków, inni przez opieszałość przestali redakcyę wspierać swemi pracami, i ujrzeliśmy się obydwaj ograniczeni na własne siły; natenczas zwątpiałem o możności wydawania „Ziemianina“ w sposób użyteczny i odpowiedni, i chciałem z końcem roku 1853 zaprzestać wydawania tego pisma. Przyznać jednak muszę, iż ś. p. Wojciech Lipski, lubo odemnie starszy wiekiem, z młodzieńczym zapałem oparł się temu i zaledwie chciał zezwolić na zmniejszenie objętości tego pisma, jaką za konieczną od roku 1854 uznałem i zaprowadziłem. Nieraz obarczony tylu różnymi obcymi interesami prywatnymi i publicznymi, bezsenne noce trawił na pracach agronomicznych do „Ziemianina,“ czem niezawodnie już i tak nadwątlone zdrowie jeszcze bardziej nadwerężał; płacił honoraryum za tłumaczenia, lubo żadnego z wydawnictwa „Ziemianina“ obydwaj nie mieliśmy dochodu; zgoła, tylko w spółce z tak niezmordowanym i gorliwym współredaktorem było mi podobno przez ciąg tych dwóch ostatnich lat utrzymać to pismo na stanowisku odpowiedniem i użytecznem, jakie inne czasopisma i towarzystwa agronomiczne „Ziemianinowi“ przyznają.
Lecz nietylko na polu teoryi ś. p. Wojciech Lipski dla podniesienia rolnictwa w naszym kraju pracował; — był również wzorowym, praktycznym gospodarzem. Dobra swoje Lewkowo do wysokiej doprowadził kultury i był takim zwolennikiem wszelkich ulepszeń i nowości, iż takowe z wielkim mozołem i nakładem, a częstokroć ze stratą, u siebie próbował i doświadczał; — to zamiłowanie nauki i postępu, jeżeli niekiedy jemu samemu straty przynosiło, służyło niezawodnie całej okolicy i licznym gościom odwiedzającym go za wskazówkę i naukę. Nie taił także niepomyślnych rezultatów z przedsięwziętych innnowacyi, lecz z całą szczerością wykładał, w czem doznawał zawodu, jaki błąd był przyczyną niepowodzenia i jakie zachować należy ostrożności przy wykonaniu. Był on twórcą Towarzystwa agronomicznego w powiecie Odolanowskim; a lubo połowa nieomal członków tegoż Towarzystwa składa się z Niemców, był on stale obieranym dyrektorem tegoż Towarzystwa; lecz nietylko nominalnie piastował ten urząd, był on duszą całego stowarzyszenia. On to wpadł na szczęśliwą myśl sprowadzenia do siebie do Lewkowa Dzierżona, synowca sławnego pszczelarza, na kilka tygodni w ciągu najpilniejszej roboty około pszczół, i tam otworzył kurs pszczelnictwa w roku 1852 dla ogółu za małą opłatą; wygody i potrzeby życia dostarczał przyjezdnym gościom, którzy na naukę tę do Lewkowa zjechali; — kurs ten pszczelnictwa jeszcze raz następnego roku odbył się w Lewkowie i ten pomysł szczęśliwy znalazł w innych okolicach księstwa i królestwa naśladowców. Tym sposobem wykształciło się, mianowicie pomiędzy nauczycielami elementarnymi, kilku znakomitych pszczelarzy, a nowe ulepszenia w pszczelnictwie rozpowszechniły się po całem Poznańskiem.
W Towarzystwie agronomicznem założył on szkołę parobków i włódarzy na wzór Rothego w powiecie babimojskim; gdy fundacya szkoły stałej i wzorowego przytem gospodarstwa wielkich wymaga kapitałów i zdatnych ludzi do kierowania uczącej się młodzieży, musiano obrać środek najtańszy i najłatwiejszy do zastąpienia takiej szkoły, a tem było przenoszenie uczniów z miejsca na miejsce, to jest z jednego gospodarstwa do drugiego, aby tym sposobem wszystkie gałęzie gospodarskie w tem lub owem gospodarstwie lepiej wykształcone, jak gdzieindziej, mogły być przez nich poznane.
Założył on także Towarzystwo pomologiczne, czyli hodowania drzew owocowych w powiecie odolanowskim, które podobno zaraz w pierwszym roku wielkiego doznało powodzenia. Wydawał on swoim kosztem broszury, tyczące się różnych przedmiotów gospodarstwa, które kazał przetłumaczyć i takowych znaczną liczbę bezpłatnie przesyłał wszystkim Towarzystwom agronomicznym; zgoła, działał, co tylko jest w możności prywatnego człowieka, aby gospodarstwo u nas podnieść, aby wiadomości gospodarskie rozpowszechnić, aby obudzić zamiłowanie do gospodarstwa, gdyż był mocno przekonany, że zawsze, w każdym czasie, ale szczególniej w obecnych stosunkach i teraźniejszem położeniu, obowiązkiem każdego prawego syna ojczyzny jest: pracować dla podniesienia kultury i rolnictwa w naszym kraju.
Niemogę zakończyć wspomnienia pośmiertnego prostem wyliczeniem znamienitych zasług ś. p. Wojciecha Lipskiego, bez oddania należnej czci jego wysokim cnotom i szlachetnym przymiotom. — Wydarty on został zawcześnie, bo zaledwie w 51 roku życia swego, nietylko nam przyjaciołom i znajomym, ale całemu społeczeństwu naszemu; — nie tak łatwo podobny ubytek męża powszechnie cenionego i tak rozlegle użytecznego zastąpiony będzie przez kogo innego z szeregów dzisiaj dojrzewającej młodzieży; falanga, której ś. p. Lipski był jednym z głównych zastępców, maleje i szczupleje niestety! bez odrodzenia się w nowe zastępy i szeregi. — Czuł on ten brak nowego zastępu i nieraz mnie zagrzewał do nieustawania w pracy, dopóki lepsi i dzielniejsi od nas nie nastąpią. To też, pomimo choroby już od dwóch lat w nim widocznie się wzmagającej, pomimo zwątlenia sił, nieustawał on w pracy; ciągle do końca pełnił on z całą energią wszystkie powinności obywatela, poświęcającego się dla dobra ogółu.
Krótko przed śmiercią nabył on nową posiadłość dla syna swego jedynaka, który lubo w zawodzie prawnym należycie wykształcony, przekładał jednak iść torem ojca i uposażony w wiadomości prawne i administracyjne, zająć stanowisko posiedziciela ziemskiego, w którem można być przy dobrej woli i należytej zdolności najużyteczniejszym krajowi w naszem położeniu. Po ukończeniu mozolnych interesów tego kupna udał się w lipcu do wód Kissingen, ale już z przeczuciem śmierci, jak do mnie w ostatnim liście pisał: „mam chorobę serca nie do wyleczenia, wkrótce się przyjdzie pożegnać z tym światem,“ jako też po polepszeniu się pozornem nagle w Kissingen dnia 22 sierpnia rb. życie zakończył.
Na zakończenie niech mi wolno będzie przytoczyć wyjątek z nekrologu w „Gazecie W. Ks. Poznańskiego“, Nr. 208, umieszczonego gdyż niebyłoby mi podobno w innych wyrazach treściwiej oddać zasłużonej czci zmarłemu.
„Żadne przedsięwzięcie szlachetne nie uszło baczności jego, nie obyło się bez pomocnej ręki jego; widzimy go pomiędzy szlachetnymi twórcami Naukowej Pomocy, widzimy go jako dyrektora Towarzystw rolniczych, jako gospodarza postępowego, jako najlepszego męża i ojca, jako redaktora pism rolniczych i jako ojca ludu swego. Są w życiu ludzkiem chwile, że najszlachetniejsi mężowie dla zdań różności stają się przedmiotem zawiści i prześladowań; może i ś. p. Wojciechowi Lipskiemu dostało się to w udziale. Dzisiaj stanął przed najwyższym sędzią; mnóstwo ubogich, których wyrywał z niedoli, ci, co za jego zabiegami otrzymywali powołanie, ci, których do pracy, pilności i moralnego napominał życia, poświadczą cnoty jego przed Boga obliczem.
„Cierpiący z daleka i bliska, których hojną wspierał ręką, udzielając pracy, chleba, pociechy, wszystkie ofiary głośne i utajone, przeznaczane na wykształcenie i uszlachetnienie ludu, wszystkie poświęcenia, które składał na ołtarz ojczyzny, oddając hołd cnocie, poświadczą tę prawdę już przed Stwórcy tronem.
„My wszyscy przyjaciele, znajomi, czyż piękniejszy wystawić mu możemy pomnik w sercach naszych, jak działać ile sił naszych, ile mocy naszej w duchu zmarłego!
„Młodzieży! której był tyle pomocnym, na której uszlachetnienie rozumu i serca wpływał, pamiętaj na ten wzniosły przykład życia i poświęcenia, naśladuj wzniosłość myśli jego, umiarkowanie w życiu, wspieraj całemi siłami to, co on wspierał, a będzie to dla niego sowitą nagrodą i pomnikiem widzianym na ziemi.“
W innym nekrologu w „Gazecie W. Ks. Poznańskiego“, Nr. 221, te wymowne i sprawiedliwe na cześć Lipskiego powiedziano słowa:
Cześć, pokój i błogosławieństwo pamięci jego!“
Wolniewicz czuje, że sam pracy redakcyjnej nie podoła, tem więcej, że zdrowie zaczyna mu niedopisywać; mimo więc, że już od początku r. 1854 zmniejszył poszyty na 4 arkusze, postanawia zamknąć wydawnictwo z końcem roku 1855.
W „Pożegnaniu Ziemianina,“ którego dwa wyjątki poniżej zamieszczamy, czuć, z jakim żalem rozstaje się z swojem dziełem, które stworzył, które podtrzymywał, o ile mu sił starczyło, w które wlewał całą swą umiejętność i wiedzę rolniczą, a które uważał za pożyteczne i potrzebne dla społeczeństwa. Dziwić się więc nie można, że gorzkie są te słowa pożegnania, gorzkie, ale słuszne zawierają wyrzuty!
Zwracając jeszcze raz uwagę na niedbałość i apatyę gospodarzy Polaków w przedmiocie poprawy i podniesienia rólnictwa, niemożna jak smutnemu oddać się przeczuciu o los tej naszej krainy. Okropne klęski spowodowały w wielkiej części W. Ks. Poznańskiego w ostatnich dwóch latach ruinę i upadek znacznej części właścicieli ziemskich; taka chłosta i kara, z niebios zesłana, powinna dobroczynnie wpłynąć na wady i słabości charakteru naszego; powinna nas wstrząsnąć całych i okazać nam, że nad przepaścią stoimy, ale, że czas jeszcze ostatni może do zreformowania naszych obyczajów, do ukrócenia zbytków i wystawności, do dobycia i podniesienia energii i siły ku uratowaniu chociaż już nie majątków, ale naszej ziemi; — tylko przez skupienie wszelkich naszych prac, zabiegów, dążności ku poprawie i podniesieniu rólnictwa; tylko przez surowy, skromny pracowity i oszczędny sposób życia; tylko przez pozbycie się pewnej dziecinności i pychy w próżnych i zbytkownych wydatkach; tylko przez stałość i wytrwałość w pracy zdołamy uniknąć losu, który nas czeka.
Na tem kończy się pierwszy okres istnienia pisma naszego.
Z współpracowników „Ziemianina“ z czasu tego, którzy rzeczywiście pracami swemi stale pismo zasilali, wymieniamy: Biernackiego, byłego ministra Królestwa Polskiego, z Paryża, Białkowskiego Alfonsa, Chosłowskiego Józefa, Donimirskiego z Buchwałdu, Dzięgielowskiego, Graevego z Borku, Jarochowskiego z Sokolnik, Kurnatowskiego Stanisława z Pożarowa, Lipskiego z Ludom, Łyskowskiego Ignacego z Mileszew, Moszczeńskiego Ignacego z Wiatrowa, Netrebskiego, inżyniera, z Poznania, Stanowskiego Jakóba ze Środy, Sczanieckiego Ignacego z Łaszczyna i Sczanieckiego pułkownika z Boguszyna, Stieglera z Sobótki, Trąmpczyńskiego, nadleśniczego, Wyhowskiego, członka Towarzystwa agronomicznego w Belgii, Zakrzewskiego Kamila z Mszczyczyna, Żółtowskiego z Niechanowa. Inni, których zastęp wymieniał „Ziemianin“ w każdym poszycie jako „Obywateli, którzy przyrzekli wspierać „Ziemianina“ pracami swemi“ rzadko tylko bardzo artykulik redakcyi nadesłali.
∗
∗ ∗ |
Z zamknięciem wydawnictwa przez Wolniewicza, „Ziemianin“ nie upada jednakże.
Znaleźli się mężowie, którzy widzieli konieczność zawodowego pisma rolniczego, a pierwszym, który kwestyę wskrzeszenia „Ziemianina“ podniósł, był gen. Chłapowski z Turwi.
W protokóle Walnego zebrania Towarzystwa rolniczego na powiaty krobski, śremski i wschowski w dniu 21 stycznia 1856 r. czytamy:
Wskutek uchwały tej, Dyrekcya zajęła się wyszukaniem odpowiednich osobistości na redaktorów. Wybór padł na pp. Ignacego i Stanisława Sczanieckich i Kamila Zakrzewskiego. Odnośny ustęp w sprawozdaniu z Walnego zebrania w Gostyniu w dniu 7 kwietnia 1856 r. brzmi:
„Ziemianin“ zaczyna więc na nowo wychodzić w tym samym formacie, ale już nie jako miesięcznik, ale tylko jako kwartalnik. Druk jego przeniesiono do Ludwika Merzbacha w Poznaniu. Za redakcyę podpisuje Ignacy Sczaniecki z Łaszczyna. Na tytule dodano: „Oddział Nowy“ i tomy numerowane są od numeru 1go. Jako moto położono:
Na wstępie nowego wydawnictwa, którego pierwszy poszyt wyszedł 15 maja 1856 Ignacy Sczaniecki i Kamil Zakrzewski tak się odzywają do czytelników:
Z żalem dowiedziało się stowarzyszenie, że jedyne pismo rolnicze, dotąd u nas wychodzące „Ziemianin“ tak zaszczytnie znane i rozpowszechnione, istnieć przestało. Członkowie zebrania, głęboko czując, ile pisma rolnicze do wzrostu gospodarstw wiejskich się przykładają, polecili Dyrekcji dołożenia wszelkich usiłowań, ażeby wprowadzić w życie nowe pismo.
Dyrekcya nieszczędziła prac i zabiegów ku temu celowi. W stowarzyszeniu ogólnie złożonem z gospodarzy, trudniących się praktycznie ziemiaństwem, obciążonych licznymi zatrudnieniami niemało zachodziło trudności w wynalezieniu redaktorów.
W wychodzącym pod nową redakcyą „Ziemianinie“ mieszczą się znowu bardzo ciekawe artykuły rolnicze i sprawozdania z zebrań Towarzystw Rolniczych, chociaż pośród tych ostatnich przeważają sprawozdania z Towarzystwa Rolniczego gostyńskiego i średzko-wrzesińskiego.
Znajdujemy więc pomiędzy innemi opis żniwiarki Husseya i Gareta, którą członek Towarzystwa gostyńskiego, p. Lehmann z Nietążkowa po Walnem Zebraniu w Gostyniu 6 września 1856 pokazywał i objaśniał. Dalej bardzo dobry artykuł „O drenach,“ „O krzewieniu się zboża,“ w którym autor zaleca siew rzadki, „O kredycie dla gospodarzy mniejszych,“ „O saletrze chilijskiej,“ wszystko sprawy, nad którymi dzisiaj jeszcze obradujemy i zastanawiamy się.
Dalej opisy wystaw: w Towarzystwie średzko-wrzesińskiem 4 czerwca 1856, w Gostyniu w październiku 1859. Po każdej wystawie odbywają się wyścigi, w których biorą udział także włościanie. W sprawozdaniu z wyścigów Towarzystwa średzko-wrzesińskiego czytamy, że „zwyciężył ten sam Dębicki z powiatu wrzesińskiego, który w przeszłym roku nagrodę otrzymał“; widocznie więc i w r. 1855 odbyła się wystawa połączona z wyścigami.
W sprawozdaniach z Walnych Zebrań znajdujemy bliższe dane co do stanu ówczesnej kultury i ogólniejszego przyjmowania się „nowości“ gospodarczych. I tak na Walnem Zebraniu Towarzystwa gostyńskiego w dniu 21 stycznia 1856 roku mówił Teodor Twardowski z Kobelnik pod Szamotułami o założonych u siebie w roku 1851 drenach. Graeve z Borku zaleca jako paszę dla owiec łubin, który od czterech lat u siebie uprawia. Chłapowski z Szołdr pokazuje zebranym kiszonkę z kukurydzy. Na Walnem Zebraniu w Gostyniu 6 września Graeve zaleca przyorywanie łubinu jako zielonego nawozu. Leon hr. Mielżyński z Pawłowic zdaje sprawozdanie z prób dokonanych z użyciem mąki z kości jako nawozu. Objaśnienia o fabryce mąki z kości Lippowitza w Poznaniu daje Lehmann z Nietążkowa.
Na Walnem Zebraniu w Gostyniu 4 maja 1857 podniesiono projekt założenia „Towarzystwa wspólnej pomocy w przypadkach przez powodzie, wichry i ogień wynikłych.“ W „Ziemianinie“ z 1858 r. znajdujemy projekt Wolniewicza założenia laboratoryum chemicznego przy Towarzystwie Przyjaciół Nauk w Poznaniu. Projekt ten został urzeczywistnionym później.
Ciekawe szczegóły mamy w rocznikach „Ziemianina“ odnoszące się do trudności robionych przez rząd przy urządzaniu wystaw okręgowych przez poszczególne Towarzystwa rolnicze.
Jedno w sprawozdaniach z wszystkich Walnych Zebrań uderza nas dzisiaj. Otóż Niemcy biorą udział w obradach; widocznie do Towarzystwa należą. W sprawozdaniach gostyńskich kilka razy wymienionym jest dyrektor sądu w Gostyniu Grosse i jak już wyżej powiedzieliśmy, Lehmann z Nietążkowa.
„Ziemianin“, po przejściu chwilowego zapału, znowu zaczyna chromać, brak mu poparcia społeczeństwa rolniczego.
Już na początku 1859 redakcya do dalszego prowadzenia pisma zniechęcona.
Wobec tego oświadczenia znowu pierwsze Towarzystwo gostyńskie, do którego przyłącza się Towarzystwo średzko-wrzesińskie, podejmuje myśl zreformowania „Ziemianina“ i wydawania go jako tygodnika.
W sprawozdaniu z działalności Towarzystwa średzko-wrzesińskiego za rok 1860 czytamy:
Sczaniecki i Zakrzewski tak się żegnają z czytelnikami:
Dziękujemy wszystkim, którzy przez lat cztery wspierali nas swem światłem i pracą. Ci zaś, którym Bóg dał rozum i zdolności, ażeby owoce prac swych do ogólnego ogniska składali (tem było jedyne pismo „Ziemianin“), a tego zaniedbywali, niech się sami sądzą!“
Dla tych dwóch redaktorów, którzy przez lat cztery tyle ponosili trudu dla podtrzymania pisma w trudnych bardzo warunkach, późniejszy „Ziemianin“ nie okazał się wdzięcznym: żadnemu z nich nie poświęcił po śmierci słowa wspomnienia.
∗ ∗
∗ |
1860—1867.
„Ziemianin,“ wychodzący dotąd najpierw jako miesięcznik, później jako kwartalnik, jak wyżej powiedzieliśmy, poczyna wychodzić od r. 1860 jako tygodnik. Niełatwem jednak było obmyślenie formy, jaką by dać zmienionemu temu wydawnictwu, jak również i wyszukanie redaktora.
Od r. 1859 zaczęło w Poznaniu wychodzić nowe pismo codzienne „Dziennik Poznański,“ który od razu prawie zdobył sobie pokaźną liczbę czytelników. Ci sami więc mężowie, którzy przyłożyli ręki do założenia „Dziennika,“ a więc Hipolit Cegielski, Anastazy Radoński, Gustaw Potworowski, popierający już na Walnem Zebraniu gostyńskiego Towarzystwa Rolniczego gorąco wniosek jenerała Chłapowskiego, dotyczący utrzymania „Ziemianina“, postanowili wydawać „Ziemianina“ jako dodatek płatny do „Dziennika Poznańskiego.“
Porozumiano się łatwo z nakładcą tego pisma, Ludwikiem Merzbachem, który począwszy od 1 stycznia 1860 r. zgodził się wydawać „Ziemianina,“ jako półarkuszowy sobotni dodatek, w wielkości ówczesnej „Dziennika Poznańskiego“ t. j. wielkiego kwartu, równocześnie jednak wydaje go także jako osobne pismo rólnicze, dla nieabonentów „Dziennika Poznańskiego.“ Oba wydania różniły się jedynie tytułem; pierwsze nosiło tytuł: „Ziemianin.“ Dodatek rólniczy do „Dziennika Poznańskiego.“ Drugie: „Ziemianin.“ Tygodnik rólniczo-przemysłowy.“[1], który to tytuł niezmieniony aż do najnowszych czasów zatrzymał. Podobizny obu tych wydań wychodzących równocześnie zamieszczamy z tem nadmienieniem, że oba na razie nie nosiły podpisu redaktora.
Nie tak łatwo jak z uregulowaniem wydawnictwa szła sprawa z wyszukaniem odpowiedniego redaktora. Redaktor tygodniowego
rolniczego pisma musiał stale mieszkać w Poznaniu, być nietylko obeznanym z rolnictwem, ale i umieć pisywać o sprawach rolniczych.
Jedyną taką odpowiednią osobistością był Antoni Rose, wykształcony agronom, przytem literat, dawniej już redaktor „Gońca.“ Ale ten, zagrożony już ciężką chorobą, wzbraniał się na razie, podjąć się niewdzięcznej pracy. Wiedział bowiem bardzo dobrze, że przeważna jej część spadnie na własne jego barki. Ponieważ jednak był to człowiek do usług publicznych skory i nie żałujący żadnych ofiar, tam, gdzie widział iż potrzebę, zgodził się na nalegania
Cegielskiego mianowicie, z którym łączyła go osobista przyjaźń i objął redakcyę „Ziemianina.“
W słowie wstępnem, które poniżej podajemy, przebija najpełniejsze zrozumienie zadania redaktora pisma rolniczego, a to, co w niem wypowiedział, starał się w ciągu krótkiego czasu, w którym „Ziemianinem“ kierował, starannie dopełnić.
Rose tak przemawia w pierwszym numerze do czytelników:
A cóż od nas wymaga ta, po największej części bujna, urodzajna wielkopolska niwa? oto pracy i jeszcze raz pracy, ale pracy rozumnej i produktywnej. Jesteśmy rólnikami, i z położenia naszego kraju i z wewnętrznych stosunków nie możemy być niczem innem tylko rolniczym narodem. Jakże wypełniamy w ogólności to powołanie? oto z najwygodniejszem amatorstwem. Z pracy wygodnej i dorywkowej, ani dosyć usilnej i wytrwałej, ani dostatecznie postępem i nauką nie popartej, zbieramy także liche owoce, płodności naszej ziemi nie odpowiadające. Skarżymy się na mały przychód z gospodarstwa, na ciągły niedobór; jaka praca, taka płaca! A jednakże ziemia dobra w pewnym przeciągu lat przynosić musi przy dobrem gospodarstwie procent od swej wartości, bo inaczej, gdyby ta ziemia pewnych zysków nie przynosiła, niktby jej ani kupować, ani uprawiać nie chciał. Wszakże wśród nas są tacy gospodarze, którym gospodarstwo przynosi; od nich najprzód bierzmy naukę, ponieważ oni wśród tych samych trudnych okoliczności i nieprzyjaznych wpływów, ponosząc te same co inni straty, zdołali jednakże pewien dochód, chociaż mniejszy w miarę niekorzystnych lat, z gospodarstwa wyciągnąć. Doświadczenia i spostrzeżenia takich gospodarzy wśród nas, ceńmy najwyżej, gdyż takowe, jako do miejscowych stosunków, klimatu i innych okoliczności zastósowane, największą mają praktyczną wartość; do rozpowszechnienia zaś i wymiany tych doświadczeń i spostrzeżeń pomiędzy gospodarzami
„Ziemianin“ w tej nowej szacie nie zamieszcza już dłuższych rozpraw, ale raczej krótkie tylko artykuły z dziedziny rólnictwa, chowu bydła, przemysłu, a dalej sprawozdania z posiedzeń i obrad Towarzystw rolniczych. Pisują do niego raz poraz i gospodarze praktyczni, przeważnie ci sami, którzy pisywali i dawniej, ale artykuły te są rzadkie, przynajmniej z podpisami autorów. Cała praca, jak to od razu przewidział, spoczywała na barkach redaktora Rosego, który niestety coraz bardziej na chorobę piersiową zapadał.
Tak przeszedł rok 1860 i połowa 1861 r. Zdrowie Antoniego Rosego pogarszało się z dnia na dzień, trudno mu było dopełniać podjętych obowiązków; dopomagali mu w ten Mroziński i dr. Szafarkiewicz.
W dniu 19 października 1861 Rose umiera. Szafarkiewicz, który już za życia dopomagał mu, objął redakcyę i w nrze 43 „Ziemianina“ poświęca zmarłemu te słowa wspomnienia:
Antoni Rose urodził się w Poznaniu dnia 13 czerwca 1814, z ojca Wincentego i matki Józefy z Milewskich. Ś. p. Antoni otrzymał wychowanie domowe, odpowiednie obywatelskiemu stanowisku rodziców jego w mieście zajmowanemu, nauki pobierał w gimnazyum Maryi Magdaleny; wybrawszy się jako uczeń klasy IIIciej wraz z drugimi w roku 1831 do Królestwa, celem zapisania się w szeregi obrońców Ojczyzny, zwrócony napowrót, niedokonawszy jeszcze swego zamiaru, do szkół przyjętym już nie został.
Ożeniwszy się w r. 1850 z Anielą z Kolanowskich, córką znanego i powszechnie szanowanego tu obywatela, założył handel papieru; oddając się zawodowi kupieckiemu nie zaniedbywał trudnić się i nadal literaturą i piśmiennictwem.
Z prac jego znane są: przekład na język polski: „Nauki o uprawie łubinu,“ przez Ketlego, „O Guanie,“ przez Stockharda i najnowszych listów chemicznych Liebiga. W roku 1850 i 1851 trudnił się redaktorstwem wówczas wychodzącego dziennika „Goniec“; zajmował się redaktorstwem tem gorliwie i wielce się przyczyniał do podniesienia pisma tego do rzędu lepszych. Po ustaniu tego dziennika pisał różne artykuły do dzieł rolniczych a w końcu r. 1859 podjął się wydawnictwa Ziemianina, które prawie zupełnie własnym siłom jego pozostawione było, lubo już z nadwątlonem zdrowiem dokładał jednak wszelkiego starania, aby i to prawie jedyne u nas wychodzące pismo rolnicze na odpowiednim stopniu postawić. Wydawnictwo Kalenda za gospodarczego na wzór Mentzla i Langerkego także jemu zawdzięczamy; trudnił się nim przez 9 lat a nawet na rok następny wszystkie potrzebne materyały przysposobił.
Dr. Józef Szafarkiewicz, znakomity przyrodnik, profesor przy ówczesnej „Szkole Realnej“ w Poznaniu, agronomem nie był, ale poprostu musiał objąć redakcyę „Ziemianina,“ bo innej osobistości z wykształceniem rolniczem w Poznaniu nie było. „Ziemianin“ pod jego kilkoletnią redakcyą przybiera też nieco inny, jak dotychczas kierunek, nieco więcej naukowy, albo raczej starający się podawać w przystępnej formie nauki przyrodnicze i zastosowanie ich do rólnictwa.
W numerze 45 „Ziemianina“ z r. 1861 tak odzywa się do czytelników:
Jest to pewnikiem, powszechnie już przyjętym, że dziś, kiedy każda gałąź przemysłu od nauk zasięga pomocy, i gospodarstwo wiejskie bez pomocy nauk ścisłych obyć się nie może.
Nie ma już, dzięki Bogu i u nas takich gospodarzy, a przynajmniej liczba ich bardzo jest szczupła, którzy mniemają, że dosyć objąć wieś po rodzicach, gospodarować po dawnemu, i być w wydatkach oszczędnym, aby zostać dobrym gospodarzem; mało jest i takich, którzy całkiem praktycznemu oddani gospodarowaniu, zżymają się na wszelką pomoc, jakiej postępowy gospodarz w nauce szuka.
Lekceważyć rzetelne korzyści, jakie rolnictwo już dotąd z nauki odniosło, odpychać te, które jeszcze odnieść może, i nie chcieć uznać wyższości, jaką daje przewaga nauki i wynalazki z niej płynące, jest zdaniem naszem krzywda wyrządzona nauce i gospodarstwu.
Gospodarstwo wiejskie zdolne jest do ulepszeń we wszystkich gałęziach. Umiejętny gospodarz zdaje sobie sprawę z każdej swej czynności, podczas kiedy czysty empiryk jest niewolnikiem tego, czego go inni lub własne, nieraz drogo opłacone doświadczenie nauczyło.
A kiedy nie mamy jeszcze własnego zakładu, w którymby młodzież teoretycznie i praktycznie gospodarstwa uczyć się mogła; chcielibyśmy aby „Ziemianin,“ choćby tylko w bardzo małej cząsteczce brak ten zastąpił i stał się miejscem wzajemnego pouczania się i udzielania sobie spostrzeżeń i rad z nauki i doświadczenia płynących; chcielibyśmy go, o ile na to szczupły zakres pisemka pozwala, zamienić na organ wszystkich naszych myślących gospodarzy.
Ażeby zadaniu temu zadosyć uczynić, podawać będzie „Ziemianin“
- 1) Prace ściśle naukowe z dziedziny umiejętności przyrodzonych (sic), jak chemii, fizyki, geologii, botaniki i zoologii, o ile takowe z gospodarstwem wiejskiem w ścisłem zostają związku.
- 2) Rozprawy agronomiczne i opisy doświadczeń gospodarskich, trwałą wartość mających, i nie na jednorazowem spostrzeżeniu opartych. Liczymy przytem na pomoc ze strony naszych postępowych Gospodarzy.
- 3) Sprawozdania z czynności tak powiatowych Towarzystw agronomicznych, jako też Centralnego Towarzystwa gospodarczego dla Wielkiego Księstwa Poznańskiego. „Ziemianin“ pozostanie jak dotąd tak i nadal organem tych Towarzystw, i nadesłane od nich referaty niezwłocznie ogłaszać będzie.
- 4) Wiadomości o bogactwach w ziemi naszej ukrytych, jakiemi są: wapno, gips, margle, rudy żelazne, ogniotrwałe gliny, węgiel brunatny, torf i bursztyn itd. Redakcya starać się będzie, aby otworzenie laboratorium chemicznego, które dla braku na bieżące wydatki niezbędnie potrzebnych funduszów czynności swoje zawiesić było zmuszone, przyspieszyć, i na zaległe nadsyłki chociaż opóźnione dać odpowiedzi.
- 5) Korespondencye redakcyi i doniesienia literatury gospodarczej, narzędzi rolniczych, handlu i zboża, sztucznych nawozów itp. dotyczące.“
Szafarkiewicz pisze z powodu tego do czytelników:
Rozszerzenie to dozwoli nam z jednej strony zapobiegać skargom o spóźnianie ogłaszań, nadesłanych sprawozdań i rozpraw, z drugiej strony da nam więcej swobody w korzystaniu z literatury rolniczej zagranicznej i w podawaniu ściśle naukowych rozpraw o przedmiotach, które z gospodarstwem wiejskiem w bliskiem zostają związku.
Głównym punktem ciężkości pisma pozostaną przecież i nadal objawy ruchu umysłowego tak całych towarzystw rolniczych, jak i osób pojedyńczych W. Ks. Poznańskiego.
Kolumny „Ziemianina“ są dla wszystkich naszych myślących i piszących gospodarzy otwarte. Jeżeli któryś z Szanownych Czytelników dostrzeże w nim jakikolwiek niedostatek, niechaj zechce w miejsce krytyki pokątnej wystąpić ze zdaniem swem otwarcie i publicznie, i niechaj raczy pokazać, jak powiedzieć lub zrobić lepiej. Powitamy go radośnie jako życzliwego współpracownika. Każda uczciwa, choćby najniepozorniejsza praca, przyda się ogółowi i stąd warta poszanowania.
W r. 1863 Dr. Józef Szafarkiewicz nabywa od Merzbacha „Ziemianina“ na własność i wydaje na własny rachunek aż do przyjęcia pisma tego przez Centralne Towarzystwo Gospodarcze tj. do końca 1866 r.
W ciągu tych siedmiu lat, pod wszelkim względem najtrudniejszych dla redaktorów rolniczego pisma, wobec klęsk krajowych i ekonomicznych, obydwaj redaktorowie, tak Antoni Rose jak i dr. Józef Szafarkiewicz starają się utrzymać poziom pisma na odpowiedniej wysokości. Znajdujemy tam dużo bardzo ciekawych i pouczających rozpraw z wszelkich działów gospodarstwa wiejskiego pióra Łyskowskiego Ignacego z Mileszew, pomiędzy niemi „Nasze Towarzystwa agronomiczne“ (1865 nr. 11) w którym gorąco za ich zakładaniem przemawia, dalej liczne artykuły rolnicze, między innemi „O rzędowej uprawie i o obdziabywaniu pszenicy“ (nr. 16) jako o nowości zagranicznej, pisał w roku 1866. Dużo nadsyłał Maksymilian Jackowski — dalej dość często spotykamy artykuły H. Trąmpczyńskiego z dziedziny leśnictwa, Hipolit Cegielski w każdym nieledwie numerze zamieszcza opisy nowych narzędzi rolniczych z objaśniającymi rysunkami; pisuje Wincenty Wawrowski, Hipolit Szczawiński, Kamil Zakrzewski, A. Nowacki, O. Friedrich, Molinek, W. Krąkowski, Kąkolewski, Makowiecki i inni.
W kwestyi ludu wiejskiego dwa artykuły zasługują na szczególniejszą uwagę: „Jakimi środkami zapobiedz wychodźtwu klasy robotniczej?“ i „Przyczyny wychodźtwa robotników wiejskich (1866 nr. 5), będące poczęści obrazem stosunków ówczesnych pomiędzy ludem roboczym i środków, jakimi zamierzano stosunki te polepszyć.
Do ilustracyi stosunków włościańskich służyć może także list Franciszka Lorycha, włościanina z Bukówca w Wschowskiem, wystosowany pod datą 24 września 1862 do Hipolita Szczawińskiego, w którym prosi o wydawanie pisemka rolniczego dla ludu wiejskiego (1863 nr. 42).
Z kwestyi ekonomicznych w rocznikach tych uwagi godne: „Uwagi nad podniesieniem bytu materyalnego w W. Ks. Poznańskim“ przez W. M. (1860 nr. 48); „Ogólny zarys gospodarstwa intenzywnego w naszem położeniu“ M. Jackowskiego (1861 nr. 3); „Projekt założenia spółki rolników w W. Ks. Poznańskiem“ Wolniewicza. W każdym prawie numerze „Ziemianina“ zamieszcza Szafarkiewicz sprawozdanie z prac rolniczej stacyi chemicznej, rozbiory gleb itp., a dalej podaje opis flory Wielkopolskiej.
Do historyi rozwoju Towarzystw naszych rolniczych znajdujemy ciekawe przyczynki w nadsyłanych do „Ziemianina“ sprawozdaniach z Walnych Zebrań, posiedzeń, ale niestety nie wszystkie Towarzystwa sprawozdania swe nadsyłały; znajdujemy przeważnie średzko-wrzesińskiego, poznańsko-szamotulskiego, śremskiego, gostyńskiego, Towarzystwa połączonych powiatów północnych, i jedno tylko Tow. rolniczego inowrocławskiego. Na posiedzeniu Tow. roln. powiatu mogileńskiego 17 maja 1866 uchwalono, aby rozprawy czytane na zebraniach przesyłać do „Ziemianina“.
W sprawozdaniu z posiedzenia Zarządu Centralnego Towarzystwa Gospodarczego w dniu 28 kwietnia 1866 czytamy:
Oprócz tego Zarząd centralny ma wezwać dyrekcye tow. filialnych aby sprawozdania i protokuły z posiedzeń swych w Ziemianinie umieszczały.
Z historyi innych Towarzystw mamy w ówczesnych rocznikach cały przebieg założenia „Towarzystwa ekonomów“ w powiecie wrzesińskim, średzkim i gnieźnieńskim, późniejszego „Towarzystwa ku wspieraniu urzędników gospodarczych“ a dzisiejszego „Towarzystwa urzędników gospodarczych“, którego statut uchwalono na Walnem Zebraniu Tow. roln. średzko-wrzesińskiego 15 kwietnia 1860. Do historyi ekonomicznego rozwoju w dzielnicy naszej należy również „Ustawa spółki żeglarskiej prowadzonej pod firmą Potulicki i Sczaniecki“ (1866 nr. 1).
Mimo wszelkich starań Szafarkiewicza wydawnictwo „Ziemianina“ kuleje i niepokrywa kosztów.
Kiedy w r. 1865 Centralne Towarzystwo Gospodarcze na nowo się zorganizowało a Zarząd jego energicznie zabrał się do pracy, pomyślano i o zapewnieniu istnienia jedynemu pismu rolniczemu, ale na razie nawał innych spraw naglących musiał być załatwionym. Dopiero przy końcu r. 1866 zajął się Zarząd Centralnego Towarzystwa Gospodarczego i sprawą „Ziemianina“.
W protokule Zarządu z 12 października 1866 czytamy, że sprawa ta przyszła pod obrady a referentami byli pp. Buchowski Kajetan i Mrowiński. Wyjątek odnoszący się do „Ziemianina“ brzmi:
Kwestya ta po długich obradach w myśl wniosku Szafarkiewicza załatwioną zostaje. Odnośne wyjątki z protokołów obrad Zarządu Centralnego Tow. Gospodarczego umieszczamy poniżej.
W protokule zebrania Zarządu Centralnego Tow. Gospodarczego wspólnie z delegatami Towarzystw filialnych odbytego w dniu 12 października 1866 r. czytamy:
Wyłożywszy własne zapatrywanie się na tę sprawę, p. Buchowski oświadcza się przeciw przyjęciu wydawnictwa Ziemianina na rachunek Tow. Cent. i stawia następujący wniosek:
„Lubo § VI ustawy naszej opiewa, iż każdy członek winien trzymać czasopismo rolnicze przez Towarzystwo redagowane i użyteczną bez wątpienia byłoby rzeczą mieć pismo przez Zarząd wydawane jako ogólny organ Towarzystwa, zważywszy jednakże, że Ziemianin powyższe wymagania zastępuje i biorąc przedewszystkiem wzgląd na to, że redakcya pisma absorbowałaby w każdym razie środki i siły nam do osiągnięcia najpilniejszych potrzeb niezbędne, wnoszę aby stosunek dotychczasowych Zarządu do Ziemianina nadal pozostał.“
Prezes (H. Cegielski) zabiera głos przeciwko temu wnioskowi, uważa utrzymanie i podniesienie Ziemianina za jeden z najdzielniejszych i najkonieczniejszych środków do rozpowszechnienia rozumnych i umiejętnych zasad gospodarstwa, a zatem także do racyonalnego podniesienia rolnictwa, uważa dalej za główny jeżeli nie jedyny środek do osiągnięcia celu ujęcie wydawnictwa Ziemianina w ręce Zarządu C. T. G. i oddanie jego redakcyi kilku zdolnym i renomowanym agronomom, którzyby ją w porozumieniu z Zarządem sprawowali. Sądzi wreszcie, że w ten sposób wydawany i dobrze redagowany Ziemianin odzyska dawne zaufanie i potrafi utrzymać się własnymi środkami.
Po dłuższej dyskusyi nad tym przedmiotem, a mianowicie po przemówieniu p. Mrowińskiego za wnioskiem Prezesa i po odwołaniu się do dawniejszego wniosku, podanego na posiedzeniu Zarządu wspólnie z delegatami od Tow. rolniczych filialnych: „aby Zarząd wybrał kuratoryum z trzech osób złożone, któreby nadało właściwy kierunek Ziemianinowi,“ uchwalono co następuje:
Na posiedzeniu Zarządu z dnia 10 listopada 1866 r. sprawa „Ziemianina“ przychodzi znowu pod obrady; czytamy w odnośnem sprawozdaniu:
Następnie przedłożył referent projekt dotyczący przyszłego wydawnictwa Ziemianina, którego naczelną redakcyę przyjmują na siebie pp. Wolniewicz i Jackowski. Oni dadzą Ziemianinowi nazwiska swoje jako redaktorowie odpowiedzialni i oni też czasopismem tem kierować mają. Ponieważ jednakże redaktorowie ci nie mieszkają w Poznaniu, przeto zastępować ich ma dwóch miejscowych podredaktorów z których jeden przyjmuje stronę literacką i korektę drukarską, drugi zaś stronę techniczną i administracyjną. Oprócz tego Zarząd ma wezwać po kilka członków z każdego Tow. filialnego, którzy dotąd znani byli jako pilni i gorliwi współpracownicy Ziemianina, aby i nadal stałemi korespondencyami i artykułami pismo to bezpłatnie zasilać chcieli. Artykuły nadsyłane być mają na ręce podredaktora wydziału administracyjnego, który je do oceniania i decyzyi przesyłać będzie z kolei dwom głównym redaktorom. Gdy wydawnictwo całe odbywać się ma na rachunek C. T. G., więc prenumerata wpływać będzie do kasy tegoż C. T. G., z której to kasy opłacane także będą pensye dwóch podredaktorów, podług ugody Zarządu Centralnego, również jak koszta druku i pism które główni redaktorowie za potrzebne uznają. Współpracownicy i korespondencji stali odbierać będą po jednym egzemplarzu Ziemianina bezpłatnie.
Zgromadzenie przyjmuje projekt powyższy w całości. Sekretarz Zarządu p. Mroziński oświadcza gotowość podjęcia się przekazanej mu pracy za wynagrodzeniem 200 tal. rocznie, a Prezes wziął na siebie obowiązek ułożenia się z p. Sosnowskim względem płacy rocznej za pracę jemu poruczoną.
W ten sposób „Ziemianin“ z rąk prywatnych przechodzi na własność Centralnego Towarzystwa Gospodarczego a tem samem dalsze jego istnienie na pewnych już oparte fundamentach.
Na tem kończy się trzeci okres w wydawnictwie „Ziemianina“.
Założony jako miesięcznik, zamienia się na kwartalnik, z którego staje się tygodnikiem i w tej formie wychodzi do dzisiaj.
O dr. Józefie Szafarkiewiczu, który przez najtrudniejsze przeprowadził go lata, zapomniał „Ziemianin“ później zupełnie a kiedy zmarł w r. 1892, żadnego nie poświęcił mu słowa wspomnienia. Dla trzech więc swoich redaktorów i to tych właśnie, którzy redakcyi w najkrytyczniejszych podjęli się chwilach, nie zachował tej wdzięczności, która im się słusznie należała.
∗
∗ ∗ |
1867 i 1868.
Uchwała Zarządu Centr. Towarzystwa Gospodarczego, aby redakcyę nabytego pisma oddać dwom ogólnie znanym obywatelom którzy już i na polu piśmiennictwa rolniczego wyrobili sobie znane imię, była na razie konieczną, aby zachęcić ziemiaństwo wielkopolskie do popierania „Ziemianina.“
Odpowiedniejszych osobistości na kierowników rolniczego pisma nie było pośród naszego ziemiaństwa. Obydwaj znakomici gospodarze i jako tacy ogólnie znani, obydwaj gorliwi do służby publicznej, a przytem znający na wskroś społeczeństwo nasze, wszelkie jego zalety i przygwary, umieli gorącem słowem budzić ducha. a posiadali taką powagę i takim cieszyli się szacunkiem, że wolno im było karcić, gdzie tego widzieli potrzebę.
Jackowski i Wolniewicz zrozumieli doniosłość zadania, którego się podjęli, znali i pracę i trudności które ich czekają.
W słowie wstępnem do czytelników, zamieszczonem w Nr. 1 „Ziemianina“ z r. 1867, który dodał do pierwotnego tytułu: „Organ Centralnego Towarzystwa Gospodarczego w Wielkiem Księstwie Poznańskiem,“ mówią:
Współpracownictwa tego podjęli się, jak widzimy z protokółu Zarządu Centralnego Towarzystwa Gospodarczego z dnia 18 grudnia 1866 r., w wydziale ogólnym: Alfons Moszczeński, Kajetan Buchowski, Józef Chosłowski, Napoleon Urbanowski, Rivoli; w wydziale rolnym: Maksymilian Sypniewski, Władysław Zakrzewski, Walery Rutkowski, Wieczorek, Wincenty Wawrowski, August Nowacki, Józef Mroziński; w wydziale chowu inwentarza: Mrowiński, Władysław Zakrzewski, Mieczysław hr. Kwilecki, Jakób Stanowski, Stanisław Chłapowski, Hipolit Szczawiński, Konstanty Sczaniecki, Stanisław Laskowski, Józef Mroziński, August Nowacki; w wydziale leśnym: Hipolit Trąmpczyński, Chojnacki, Łukomski, Rivoli.
Druk „Ziemianina“ przenosi się do N. Kamieńskiego i Sp.
Poświęcenie ze strony obu nowych redaktorów „Ziemianina“ było wielkie. Obydwaj mieli obszerne majątki położone o kilka mil od Poznania, gospodarowali gorliwie, prace więc redakcyjne zajmowały im dużo bardzo drogiego czasu, mimo pomocy którą mieli w zastępcach. Nie łudzili się też ani na chwilę, że skoro tylko pierwszy zapał minie, korespondenci i współpracownicy, którzy z taką gotowością na razie zgłosili się, zapomną o swych przyrzeczeniach, i znowu całą pracę sami podjąć będą musieli. Ale byli to ludzie, którzy dobro publiczne na pierwszem stawiali miejscu, i nie zrażali się żadnemi trudnościami.
A że trudności były wielkie, widzimy z protokółu posiedzenia Zarządu Centralnego Towarzystwa Gospodarczego wraz z delegatami w dniu 18 stycznia r. 1886, w którym następujący znajduje się ustęp. (Ziemianin 1868 r. str. 354).
Jackowski i Wolniewicz starają się na wszelki sposób obudzić zainteresowanie do wydawnictwa tego pomiędzy współziemianami i w tym celu na posiedzeniu Zarządu Centralnego Towarzystwa w dniu 15 grudnia 1868 stawia Wolniewicz wniosek, aby
Wniosek ten Zarząd przyjmuje i poleca przedłożyć go do przyjęcia na Walnem Zebraniu. Jackowski więc przedkłada w dniu 17 grudnia 1868 Walnemu Zebraniu w te słowa sformułowany odnośny wniosek:
Wniosek Jackowskiego przez Walne Zebranie przyjętym został, ale nie wszedł nigdy w wykonanie. Wszystko pozostało po dawnemu, ani nie pisywano do Ziemianina, ani go nie abonowano.
Wobec takich stosunków praca redakcyjna przechodziła siły Jackowskiego i Wolniewicza. Postanowili więc redakcyę „Ziemianina“ w inne oddać ręce, a nadawał się ku temu szczególniej młody agronom, z wykształceniem akademickim, który w owym czasie zamieszkał w Poznaniu: Kazimierz Koszutski.
Zanim przejdziemy do następnego okresu, należy nam zamieścić wspomnienia pośmiertne, które „Ziemianin“ tym dwom redaktorom swoim poświęcił, mężom, którzy w społeczeństwie naszem jedne z najwybitniejszych zajmowali stanowiska.
Kiedy w r. 1884 Wolniewicz umiera, „Ziemianin“ takie mu poświęca wspomnienie:
W niedzielę dnia 16 bm. zakończył żywot doczesny śp. Włodzimierz Adolf Wolniewicz, w majątku swoim Źrenicy pod Środą. Inne pisma podniosą zapewne zasługi zmarłego w rozmaitych kierunkach prac obywatelskich, — my się ograniczymy na przypomnieniu działalności śp. Wolniewicza na polu rolniczem.
Śp. Wolniewicz urodził się 1814 r. z ojca Antoniego, pułkownika legionów polskich pod Dąbrowskim i Kniaziewiczem i matki Teresy ze Swinarskich w Objezierzu pod Obornikami. Wychowanie odebrał nader troskliwie pod okiem światłych rodziców. Oddany do gimnazyum francuskiego w Berlinie zawiązał tem stosunki przyjacielskie, które go łączyły do ostatniej zgonu chwili; do gronu przyjacioł należeli między innymi August hr. Cieszkowski, Karol Libelt, Marcinkowski, Wojciech Cybulski, Żupański. Z powodu ciężkiej choroby nastąpiła przerwa w naukach, a to spowodowało rodziców do przeniesienia syna do Poznania do gimnazyum Maryi Magdaleny. Rok 1831 wyrwał Wolniewicza z ław szkolnych.
Przerwaną naukę starał się Wolniewicz dopełnić wiadomościami, szukając ich w uniwerzytetach niemieckich w Göttingen, Weimarze, Bonn, co też w zupełności osięgnął. Chcąc poznać gospodarstwo niemieckie, zwiedzał nadreńskie prowincye, następnie słuchał wykładów agronomicznych w Hohenheimie, zakładzie słynnym z dobrych sił profesorskich. Z Hohenheimu wyjechał Wolniewicz na dalszą naukę do Francyi i tu dla zapoznania się z gospodarstwem francuskiem, na wsi przez pewien czas przepędził. Następnie zamieszkał w Paryżu, gdzie się zapisał w uniwersytecie na wykład chemii i ekonomii politycznej. Z Paryża zwiedzał gospodarstwa w Holandyi, był w Rotterdamie, Amsterdamie, a stamtąd wyruszył do Anglii, gdzie także dla poznania gospodarstw zabawił pewien czas na wsi, wreszcie w Londynie zamieszkał.
Obrany przez Towarzystwo Ligi Polskiej w Kórniku sekretarzem, rozwijał Wolniewicz wielką działalność.
W końcu 1849 r. śp. Włodzimierz Wolniewicz wspólnie z śp. Wojciechem Lipskim z Lewkowa, porozumieli się w celu wydawania pisma rolniczego. Podjęli się oni sami bez wszelkiej pomocy wydawnictwa miesięcznego pisma i rozpoczęli wydawać takowe od 1-go stycznia 1850 pod tytułem „Ziemianin“, którem stale się i później opiekował.
Pismo nasze bardzo wiele zawdzięcza śp. Wolniewiczowi. Aż do ostatnich chwil życia zasilał je swemi pracami. Jako jego redaktor rozwijał wielką energią i pracę. Poznawszy w obcych krajach stan gospodarczy, zaznajamiał z nim współziomków.
Widzimy go w sejmie prowincyonalnym; podany przez niego projekt co do naprawy dróg publicznych, aby nie ciążyły wyłącznie na włościaninie, ale obowiązywały każdego, przez którego własność przechodzą, przeprowadzonym został. Projekt założenia ziemstwa kredytowego dla włościan także Wolniewicz na sejmie prowincyonalnym przeprowadził.
Od r. 1868 do 1873 prezes Centralnego Towarzystwa Gospodarczego, w roku tym urząd swój składa i mimo ponownego wyboru takowego nadal piastować nie chciał. Był również prezesem szkoły rolniczej żabikowskiej, wówczas w pełni rozkwitu będącej. Mianowicie na ostatnim posterunku, niełatwe miał Wolniewicz do spełnienia obowiązki, zmuszony do walczenia z dyrektorem, który stojąc na czele zakładu, zbyt wiele dawał wolności młodzieży żabikowskiej. Wolniewicz zaś był za większym rygorem, obawiając się się słusznie wybryków młodzieży w tak blisko sąsiadującym Poznaniu. Obawy te ziściły się na nieszczęście, co dało powód rządowi do zamknięcia szkoły.
„Ziemianin“ pod pierwotną redakcyą, t. j. śp. W. Wolniewicza i Wojciecha Lipskiego istniał przez lat 6, tj. od 1850 do końca 1856.
Kiedy w r. 1857 nabyło „Ziemianina“ na własność od prof. dra Szafarkiewicza Centralne Towarzystwo Gospodarcze na W. Księstwo Poznańskie, jako swój organ urzędowy, redakcyę objęli: śp. Włodzimierz Wolniewicz (powtórnie) wspólnie z p. M. Jackowskim i pod tym kierunkiem wychodził „Ziemianin“ do końca r. 1868, czyli przez lat dwa.
Z powyższego przedstawienia rzeczy widocznem, jak ściśle z imieniem śp. Wł. Wolniewicza związane były losy i istnienie pisma naszego. On to był jego założycielem, on też aż do ostatnich chwil życia swego zasilał je swemi pracami i troszczył się o rozwój i byt pisma.
Ale śp. Wolniewicz pracował i na innych polach. Wszędzie go widzimy czynnym, ale w sposób cichy i skromny, gdyż nigdy nie szukał rozgłosu. Nie miał nigdy celu osobistego na oku, tylko zawsze dobro ogólne. Był prawdziwym wzorem obywatela-Polaka.
O lat przeszło 20 przeżył swego przyjaciela i współredaktora Maksymilian Jackowski, którego jako Patrona włościańskich Kółek rolniczych zna i czci cała Polska. W dniu jego śmierci pisał „Ziemianin“:
Tak pojmował stanowisko obywatelskie ś. p. Maksymilian Jackowski, który w życiu swem łączył wszystkie przymioty dzielnego męża, znającego swe obowiązki i spełniającego je z zaparciem się siebie.
Ś. p. Jackowski stał na placówce swej energicznie i dzielnie, rozumiał drogi, któremi kroczyć trzeba i pracować, głowę zawsze do góry trzymając. W umyśle silnym znajdował dostateczną ilość broni przeciwko złemu, a w sercu dostateczną ilość miłości, dla wytworzenia rzeczy dobrych i pożytecznych.
Te względy nakazują nam przyjrzeć się jego czynom i temu, co mu zawdzięcza wielkopolska ziemia.
Złączenie dworu z zagrodą kmiecą, to jest zasługa. On to położył podwaliny dobrobytu włościan, on ich oświecał, nauczał, ale też kochał całem sercem, duszą całą i jako Patron Kółek był rzeczywiście ojcem i opiekunem młodszej braci.
Pierwsze kółko rolnicze zawiązało się w roku 1867 w Dolsku z zapoczątkowania włościanina gospodarza Dyonizego Stasiaka z Ksiąginiek. Z kolei powstawały potem podobne związki, lecz nie mając trwałego gruntu i potrzebnej opieki, zanikały. Wówczas to w „Centralnym Towarzystwie Gospodarczem“ w Poznaniu, jeden z najczynniejszych jego członków, ś. p. Maksymilian Jackowski, zwrócił uwagę na ten ważny objaw samopomocy ludowej i poruszył potrzebę zaopiekowania się nim. Po różnych próbach i usiłowaniach bezowocnych, ś. p. Maksymilian Jackowski dnia 28 lutego 1873 roku na walnem zebraniu „Centralnego Towarzystwa Gospodarczego“ oświadczył gotowość podjęcia się bezinteresownie organizacyi Kółek i kierownictwa niemi. Opiekę tę przyjęto naturalnie jednomyślnie i z uznaniem. Pojmowano już ważność tej usługi, ale nikt wówczas przewidzieć jeszcze nie mógł, jakie obfite owoce wyrosną na tej niwie.
On to bowiem — on, którego bez żadnej przesady nazwano „odrodzicielem“ włościaństwa wielkopolskiego — swą pracą niestrudzoną, swoim talentem organizatorskim, poświęceniem tylu lat życia, nadał Kółkom Rolniczym ten żywotny, taki płodny w skutki kierunek. Umierając, z dumą i zadowoleniem spoglądać mógł na tak bogaty plon siejby swojej. Była to postać jedna z największych na ziemi wielkopolskiej. Stać ona będzie w jednym rzędzie i wnosić się równie wysoko, jak postać Karola Marcinkowskiego. Obaj oni dźwignęli niewzruszone strażnice obrony społecznej — Marcinkowski na polu oświaty i uobywatelnienia mieszczaństwa, Jackowski na polu gospodarstwa narodowego i uobywatelnienia włościan.
Działalność ś. p. Patrona Maksymiliana Jackowskiego zajmuje jedną z najświetniejszych kart w historyi społeczno-ekonomicznej pracy jednostek.
Z chwilą kiedy objął Patronat Kółek rolniczych, zaczyna się główna czynność społeczna ś. p. Maksymiliana Jackowskiego a zasługi, jakie sobie zdobył, znane są wszystkim.
Wybór zmarłego na patrona Kółek był najszczęśliwszym. Rolnik zawołany, sam gospodarstwu swemu zawsze przodujący, do ludu zbliżony, poznał dokładnie jego charakter, jego przywary i cnoty, wiedział doskonale, z której strony trafić do nieufnej duszy włościanina, jak go ująć, jak porwać za sobą. To też tysiące włościan, należących do Kółek, nie inaczej go zwały jak „Ojcem“ i po synowsku rady jego i wskazówki przyjmowały. Całą też duszę wlał w nowe swe obowiązki.
Mając liczne bardzo stosunki, zachęcał przyjacioł i znajomych do zakładania nowych Kółek, za ich pomocą wyszukiwał inne odpowiednie osobistości, któreby utworzeniem i prowadzeniem Kółek zająć się mogły i docierał w najodleglejsze strony Księstwa. Osobiście przewodniczył pierwszem konstytującem się zebraniom, zjeżdżał na każdą rocznicę Kółka, na każdą wystawę — i otóż takiej pracy Bóg błogosławił.
Ś. p. Maksymilian Jackowski czując brak sił fizycznych na podołanie takiemu ogromowi pracy i poświęcenia dla idei oświaty i polepszenia doli ludu, złożył patronat w ręce p. Józefa Chłapowskiego z Rzegocina w r 1901.
Cześć mu za tę pracę uczciwą, cześć za walkę na posterunku, którego dzielnym był żołnierzem i obrońcą! Cześć jego pamięci!
∗
∗ ∗ |
1869 — 1903.
Kazimierz Koszutski obejmuje od początku 1869 r. redakcyę „Ziemianina“ w względnie dobrych warunkach. Już sama nowość, że „Ziemianin“ stał się organem urzędowym Centralnego Towarzystwa Gospodarczego była w pierwszym czasie podnietą do pisywania do niego i abonowania, a rozbudzony duch przez Jackowskiego i Wolniewicza nie zagasł jeszcze; współpracownicy dopisują.
Nawet rok wojny 1870/1 nie daje się odczuwać ujemnie redakcyi, tem więcej, że Zarząd Centralny Towarzystwa Gospodarczego postanawia, aby „Ziemianin“ zamieszczał anonsy, w celu przysporzenia mu dochodów.
Dwie naówczas były sprawy ogólnego znaczenia, interesujące gorąco całe społeczeństwo po za sprawami czysto gospodarczemi: Kółka włościańskie, z których obrad zamieszczał sprawozdania „Ziemianin“ i sprawa szkoły rolniczej imienia Haliny w Żabikowie powstającej w tych czasach.
W roczniku z 1870 r. na stronie 154 znajdujemy pierwsze sprawozdanie późniejszego patrona, Maksymiliana Jackowskiego z rozwoju Kółek, a dalej cały przebieg ustanowienia patronatu
i oddania go Jackowskiemu. Obszerny i całkowity prawie materyał co do powstania i późniejszego zamknięcia żabikowskiej szkoły rolniczej, znajduje się także w odnośnych rocznikach.
Po otwarciu szkoły rolniczej w Żabikowie grono profesorów jej wchodzi w skład redakcyi „Ziemianina“, a począwszy od nr. 26 r. 1871 „Ziemianin“ wychodzi pod redakcyą Kazimierza Koszutskiego „z współudziałem dyrekcyi grona nauczycielskiego szkoły Rolniczej Imienia Haliny w Żabikowie“. Przez krótki czas, podpisuje się także jako współredaktor dr. Teodor Au, ówczesny dyrektor żabikowskiej szkoły, później, również krótko, następca jego August Lubomęski. Współpracownictwo grona nauczycielskiego ustaje po zamknięciu szkoły i skreślone jest z tytułu począwszy od nr. 34 r. 1877.
W celu ożywienia pisma i zainteresowania nim społeczeństwa rolniczego, redakcya z tak licznego składająca się grona urządza z końcem 1872 pogadanki rolnicze co niedzielę o godzinie 3 po południu w redakcyi „Ziemianina“, które podczas istnienia żabikowskiej szkoły licznym cieszyły się udziałem. Z jej upadkiem udział słabł coraz więcej, tak że ich zaniechać trzeba było. Próbowano je później odnowić i uchwalono nawet na Walnem Zebraniu Centralnego Towarzystwa Gospodarczego w dniu 18 października 1900 r., aby co czwartek po 1 każdego miesiąca pogadanka taka w redakcyi Ziemianina odbywała się, ale plan ten zaledwie przez rok jeden dał się przeprowadzić.
W roku 1872 otwiera „Ziemianin“ także dział pytań i odpowiedzi, który jednak niemógł się nigdy należycie rozwinąć, bo jeżeli na postawione pytania redakcya nie odpowiadała, rzadko który z praktycznych gospodarczy odpowiedź na nie nadsyłał, chociaż praktycznych dotykało kwestyi.
Jak wyżej powiedzieliśmy, po nabyciu „Ziemianina“ na własność, Centralne Towarzystwo Gospodarcze wezwało członków swych do współpracownictwa, wskutek czego zgłosiła się cała poważna ich liczba z każdego działu, jak zamieszczony powyżej imienny spis wykazuje. Ale jak to zwykle bywa u nas, po ochłonięciu z pierwszego zapału, o zasilaniu „Ziemianina“ artykułami nie pomyśleli już, a redakcya wzywa w ostatnim numerze z 1873 r., aby ci korespondenci, wyznaczeni „z urzędu“ przez Zarząd Centralnego Towarzystwa Gospodarczego, przynajmniej jedną korespondencyę na kwartał przysyłali.
W r. 1876 ubywa „Ziemianinowi“ kilku dzielnych współpracowników, z dziedziny leśnictwa. Rivoli bowiem zaczyna wydawać z początkiem tego roku „Przegląd leśniczy“, który jednak, mimo nader starannej redakcyi, tylko przez rok 1876 i 1877 utrzymać się może. Po tym czasie spotykamy się znowu z artykułami omawiającymi leśnicze sprawy w rocznikach pisma naszego.
„Ziemianin,“ który przez tyle lat istnienia i pod tak różnemi redakcyami nie mógł zadowolnić w całej pełni wszystkich wymagań i teraz wystawiony jest na ciągłą krytykę i coraz to nowsze żądania zmian i uzupełnień. Na ogólne życzenie dodaje jeszcze wiadomości handlowe, ceny zboża, produktów rolniczych i kursa giełdowe.
Podnoszą się jednak nowe skargi. Format zaczyna się nie podobać. Ogólnie pragną wszyscy powiększenia „Ziemianina,“ a sprawa ta przychodzi pod obrady na posiedzeniu Zarządu Centralnego Towarzystwa Gospodarczego wraz z delegatami w dniu 17 czerwca 1891 roku. W odnośnym protokóle czytamy:
Chociaż mamy przekonanie, że „Ziemianin“ zawsze szedł z postępem wiedzy rolniczej i starał się informować Czytelników o najnowszych jej zdobyczach, to jednakże uważamy za objaw pomyślny, że Ziemiaństwo nasze coraz więcej od pisma rolniczego wymaga i że pragnie, aby organ nasz stanął pod wszelkim względem na wysokości najlepszych pism fachowych zagranicznych.
To też wymagania i życzenia Czytelników stały się dla nas prawdziwą zachętą do tem usilniejszej pracy około dalszego rozwoju „Ziemianina.“ Postaraliśmy się przy pomocy Szanownego Zarządu Centr. Tow. Gosp., przedewszystkiem o rozszerzenie grona współpracowników i o zapewnienie sobie stale prac specyalistów różnych gałęzi wiedzy agronomicznej. Ufamy też, że usiłowania nasze poprą chętnie życzliwi naszemu pismu Ziemianie, a z przyjemnością zaznaczamy, że kilku praktycznych gospodarzy zaszczycać nas będzie stale swemi artykułami. Nie wątpimy też, że w najbliższej przyszłości uda nam się uzyskać poparcie profesorów szkół rolniczych i uniwersytetów.
Nie łatwem jest zadaniem chcieć dorównać pismom rolniczym zagranicznym, do których nadsyłają artykuły licznie profesorowie akademii, nauczyciele szkół rolniczych, ekonomiści, kierownicy bogato uposażonych stacyi i pól doświadczalnych, znakomici praktyczni gospodarze, weterynarze i t. d. Sądzimy jednak, że mimo tego, korzystając z gotowości przyjaciół naszego pisma popierania naszych usiłowań redakcyjnych, uda nam się w przyszłości zapokoić wymagania wszelkie Czytelników, i tak pod względem formy jak treści zadowolnić życzenia i oczekiwania przywiązane do zaproponowanej przez Panów Delegatów reformy „Ziemianina.“
„Ziemianin“ będzie podawał oprócz rozpraw z dziedziny nauki o żywieniu i pielęgnowaniu roślin i zwierząt, melioracyi rolnych i ekonomii politycznej, artykuły mające na celu reformowanie praktyki gospodarczej, która często trzyma się rutyny przestarzałej, powstałej w czasach, gdzie nieraz była większa troska o to, czem robotników zatrudnić, aniżeli kim roboty wykonać. Roli obsiewamy więcej niż dawniej; w skutek drenów i nawozów oraz pasz sztucznych, sprzęty osięgamy z mórgi większe, niż nasi poprzednicy, a robotnika mamy mniej niż oni. Na unikanie rozrzutności w używaniu sił ręcznych i pociągowych będzie „Ziemianin“ wciąż zwracał uwagę i z wdzięcznością przyjmie każdą, choć najdrobniejszą w tym kierunku wskazówkę.
Zarzucono pismu naszemu, że format jego jest niesympatyczny, niewygodny przy czytaniu. Zmienimy go więc, i od 1-go października rb. „Ziemianin“ wychodzić będzie w formacie wielkiego arkusza, raz tylko łamanego i obejmującego cztery stronnice. W odcinku zamieszczać będziemy artykuły z dziedziny łowiectwa, rybołóstwa i sportu w ogóle, opisy gospodarstw, rozprawki historyczne z dziedziny rolnictwa.
Z numerem 30 zamyka redakcya tom 41 i „Ziemianin“ zmienia format, w którym od r. 1860 wychodził. Do czytelników tak się odzywa:
Od października więc 1891 r. przybiera „Ziemianin“ większy format i nową zupełnie szatę, zachowując jednak dotychczasowy tytuł, a podobiznę jego podajemy poniżej.
W następnym roku przenosi druk do oficyny T. Fr. Tomaszewskiego, gdzie do końca 1903 r. wychodzi.
Wydział gorzelniczy Centralnego Towarzystwa Gospodarczego, rozwinąwszy się z biegiem czasu, zapragnął mieć własny organ, w którymby sprawy gorzelnicze obszernie mogły być omawiane; postanawia więc wydawać osobne pismo, specyalnie gorzelnictwu poświęcone i uzyskuje na nie subwencyę Centralnego Towarzystwa Gospodarczego, z tym jednakże warunkiem, że pismo to abonenci „Ziemianina“ jako bezpłatny dodatek otrzymywać będą. Powstaje więc w roku 1895 miesięcznik „Przegląd gorzelniczy“ wydawany pod redakcyą S. Piekuckiego z Obrowa, powiększając znacznie wydawnictwo „Ziemianina.“
Ponieważ wiadomości o pracach Centralnego Towarzystwa Gospodarczego i protokuły z zebrań jego zamieszczane w „Ziemianinie“ zbyt były rozstrzelane i utrudniały pogląd na ogólną działalność tak Towarzystwa Centralnego, jak i Towarzystw filialnych, przeto Zarząd Centralny uchwala wydawanie Rocznika Walnych Zebrań na wzór pierwszego, wydanego w r. 1862. Redakcyę Rocznika tego zlecono redaktorowi „Ziemianina,“ a Rocznik otrzymywają od czasu tego abonenci „Ziemianina“ również jako dodatek bezpłatny.
Kazimierz Koszutski stał na czele „Ziemianina“ lat 34. Roczniki z tego czasu dają obraz podnoszenia się stałego rolnictwa naszego, zawierają dużo bardzo materyału statystycznego. Tak samo jak w dawniejszych, kwestya włościańska, kwestya robotnicza, sprawa wykształcenia młodzieży rolniczej, obszernie są rozbierane. Mieści się w nich dużo bardzo znakomitych artykułów odnoszących się do uprawy roli, stosowania nawozów sztucznych, hodowli itd., a jednak mimo to wszystko „Ziemianin“ nie zyskuje sobie tego uznania i poparcia ogółu, na jakie zasłużył.
To samo co pisał Wolniewicz, Sczaniecki, Jackowski, to samo mógł powiedzieć i Koszutski. Krytykowano „Ziemianina“ ciągle, ale nie starano się o jego poparcie ani przez abonament, ani przez współpracownictwo. Zaledwo jedna trzecia część członków Centralnego Towarzystwa Gospodarczego podtrzymywała organ Towarzystwa. Niedobory materyalne musiały być w obec takich stosunków bardzo znaczne.
W dniu 28 września 1903 r. Koszutski umiera nagle. Zarząd Centralnego Towarzystwa widzi się zmuszonym przejąć na razie redakcyę na siebie.
„Ziemianin“ z dnia 3 października 1903 r. zamieszcza nekrolog Koszutskiego.
Ś. p. Kaźmirz Koszutski urodził się w roku 1836 dnia 23 kwietnia w Kaźmirzu pod Szamotułami, w majątku dziada swego pułkownika Mlickiego, gdzie przepędził lata dziecięce. Oddany do szkół publicznych, ukończył nauki gimnazyalne w Trzemesznie, poczem udał się na uniwersytet berliński, gdzie słuchał nauk przyrodniczych. Że był agronomem z zamiłowania, udał się na wyższą szkołę rolniczą do Proszkowa na Szląsku.
Wypadki pamiętne w roku 1863 powołały go na pole bitwy w Królestwie Polskiem. Brał udział między innemi w bitwie pod Ignacewem, w stopniu kapitana, gdyż poprzednio odsłużył był obowiązek w wojsku pruskiem, jako jednoroczny ochotnik.
Po upadku powstania, powrócił do W. Ks. Poznańskiego, a skutkiem denuncyacyi, osadzono go na kilka tygodni w fortecy poznańskiej. Niezadługo potem ożenił się z hr. Bnińską i zamieszkał w majątku w Królestwie Polskiem, jednakże rząd rosyjski wydalił go stamtąd.
Powrócił do Poznania i objął redakcyę „Ziemianina“. Wśród tego zawodu owdowiawszy, utracił przez śmierć syna, jedynaka we wieku młodzeńczym.
W późniejszych latach ożenił się powtórnie z p. Otolią Karpińską, córką zacnego mecenasa w Śremie. Atoli i wtedy doznał ciężkiego smutku w szczęśliwem pożyciu małżeńskiem, utraciwszy czteroletnią córeczkę jedynaczkę.
Oprócz tego urzędu, sprawował urząd sekretarza „Towarzystwa ku wspieraniu urzędników gospodarczych“, oraz był sekretarzem Towarzystwa rolniczego poznańsko - szamotulskiego. Charakter zmarłego zacny i prawy, jednał mu szacunek powszechny. Dało tego dowód społeczeństwo nasze, w oddaniu mu ostatniej przysługi niesłychanie licznym współudziałem i przybyciem na ten żałobny obchód z bliska i z daleka.
Za życia oddany cichej pracy zawodowej, nie szukał czczej sławy, znajdując zadowolenie w ścisłem pełnieniu obowiązków jakie skołatane ciosami zewnętrznemi społeczeństwo nasze, na każdego obywatela nakłada.
∗
∗ ∗ |
1904 — 1910.
Wyszukanie nowego redaktora dla „Ziemianina“ przedstawiało niemało trudności. Niedobory roczne, bardzo znaczne, uszczuplały dochody Centralnego Towarzystwa a zmiana stosunków ogólnych wymagała lepszego jeszcze jak dotychczas udotowania redaktora.
Trudności te załatwiono pomyślnie w ten sposób, że Zarząd Centralnego Towarzystwa Gospodarczego oddał wydawnictwo „Ziemianina“ na lat dziesięć dr. Wacławowi Swinarskiemu na własny jego rachunek, udzielając mu jedynie jednorazowej niewielkiej subwencyi.
Druk „Ziemianina“ przenosi się od czasu tego do „Drukarni Dziennika Poznańskiego.“
Nowy redaktor w porozumieniu z Zarządem Centralnego Towarzystwa Gospodarczego zmienia dotychczasowy tytuł „Ziemianina“ o tyle, że w miejscu dodatku: „Tygodnik przemysłowo-rolniczy,“ zamieszcza „Tygodnik naukowo rolniczy i ekonomiczny“ motywując zmianę tą następującemi względami:
„Ziemianin“, jako tygodnik przemysłowo rolniczy, miał wtedy tylko racyę bytu, kiedy innych pism zawodowych nie było. Z chwilą jednak, kiedy literatura zawodowa rozrosła się, kiedy przemysł zupełnie prawie odłączył się od rolnictwa, i własne zaczął wydawać pismo, sprawami jego może „Ziemianin“ zajmować się tylko o tyle, o ile one dotykają bezpośrednio rolnictwa.
Zmiana kierunku pisma na naukowo rolnicze była także wskazaną.
„Poradnik Gospodarki“, organ Patronatu włościańskich Kółek Rolniczych, wychodzący także w Poznaniu, jako pismo popularno-rolnicze, wywiązuje się jaknajlepiej ze swego zadania, i najmniejszej nie ma potrzeby wydawania w podobnym kierunku drugiego rolniczego pisma; „Poradnik Gospodarski“ zaspakaja jaknajzupełniej potrzeby mniej wykształconych warstw społeczeństwa naszego rolniczego, podając nauki rolnicze w sposób zrozumiały dla nich.
„Ziemianin“ inny musi mieć cel przed sobą, innemi iść drogi. Nie poradnikiem ma być w codziennych pracach rolnika, nie recepty gospodarcze ma podawać, ale powinien być pismem, z któregoby ziemianin wykształcony czerpał dalszą naukę, któreby rozprzestrzeniło jego widnokrągi, zapoznawało go z całym wszechświatowym ruchem, tak na polu rolnictwa, jak i na polu gospodarstwa społecznego. Dział, który przypadł rolnikowi w pracy społecznej, bodaj czy nie najwięcej wymaga wszechstronności i gruntownej znajomości nauk przyrodniczych i społecznych, ażeby dał
odpowiednie owoce. Nauki przyrodnicze takie wielkie oddają rolnictwu przysługi, że trzeba koniecznie w bliższą, codzienną wejść z niemi styczność. Od rozwiązania umiejętnego wielu kwestyi społecznych zależy w dzisiejszych czasach całe istnienie rolnictwa. Obok więc nauki rolnictwa w ściślejszem znaczeniu, nauki przyrodnicze i nauki społeczne nieodzownemi się już stały dla tego ziemianina, który chce iść z postępem czasu.
Nakoniec podniesienie naukowej strony rolnictwa i rozpowszechnienie jej po kraju, przyczynia się do podniesienia dostojności zawodu rolniczego, bo bezpowrotnie minęły już czasy, w których pracę rolnika uważano za najłatwiejszą, nie wymagającą naukowych studjów, przystępną nawet dla bardzo mało inteligentnych jednostek. Czasy te minęły stanowczo, ale pozostało jeszcze u wielu ziemian zakorzenione uprzedzenie do studyów naukowych, jako jedynie błyskotliwego dodatku do wykształcenia rolniczego, a nie rzeczywistej potrzeby. „Ziemianina“ zadaniem powinno być wykorzenienie zupełne tych resztek zastarzałych zapatrywań.
„Ziemianin“ musi mieć więc i kierunek naukowy.
Każdy prawie majątek jest odrębną indywidualnością i do niej trzeba zastosować odpowiedni system gospodarowania. Trzeba więc samodzielnie umieć myśleć; potrzebna jest wiedza i to wyższa wiedza.
Czyż ci, co tej wiedzy swego czasu nie nabyli, z własnej lub nie własnej winy, nie mają mieć do niej już przystępu? Czyż mają zrezygnować z wszelkiej teoryi i zadowolić się praktyką u ojca lub sąsiada nabytą?
„Ziemianin“ powinien być dla tych wszystkich pomocą, zaznajamiając ich z nowemi zdobyczami nauki, z nowemi dziełami rolniczemi, z wynikami najnowszych doświadczeń. Powinien dawać dopełnienie tego, czego im niedostaje.
Podniesienie zawodowej wiedzy musi być zadaniem rolniczego pisma.
Przestarzałym a utrzymującym się do dziś dnia błędem, jest pojmowanie nauki jako środka przysparzającego tylko ogólnego wykształcenia i tworzącego ludzi dla niemateryalnej produkcyi. Gospodarza natomiast produkcya ma być pozostawioną jako pole rutyny, a nie nauki. Błąd to bardzo szkodliwy.
Cała gospodarcza produkcya to opanowywanie przyrody, umiejętne wyzyskanie jej skarbów i sił. Zdziałać to zdoła tylko ten, kto zna te skarby, te siły, kto zna prawa przyrody, przyrodnicze prawdy. Hodowla, uprawa roślin i nawożenie ogrodnictwo, kultury leśne, rybołóstwo, przemysł rolniczy, ileż one wymagają wiadomości fachowych, jak zależą w swym rozwoju od tych fachowych wiadomości.
Wprowadzenie pisma zawodowego na nowe tory nie jest ani łatwem, ani wdzięcznem.
Starając się zapoznać czytelników swoich dokładniej z składem gleby i jej mieszkańcami, bakteryami, z organizmem i przejawami życiowemi roślin i zwierząt — wiadomościami na których opiera się dzisiaj cały postęp rolniczy — napotkać się musiała redakcya z zarzutem, że zbyt wiele poświęca teoryi, zaniedbując praktyczną stronę rolniczą, że „Ziemianin“ „zbyt uczone“ zamieszcza artykuły. Ten właśnie zarzut „zbyt uczonych artykułów“ był dla redakcyi wskazówką, że kierunek, który obrała, był nietylko dobrym, ale koniecznym; zarzut „zbyt uczonych“ artykułów wskazywał, że trzeba pośród ziemiaństwa naszego pracować, aby podobne artykuły nie były dla niego zbyt uczonymi, ażeby je rozumiało i w nich gustowało. Wtedy dopiero poziom naukowego wykształcenia dojdzie do tej wysokości, do której dojść powinien.
Rutyna i doświadczenie zawodowe nie wystarczają w epoce wybujałego współzawodnictwa gospodarczego, ni się ostoją, ni dźwigną skutecznie.
A nieudolnością fachową zawiniona ruina gospodarcza jest nietylko stratą pojedyńczych osobników, nie tylko uszczupleniem społecznego majątku i warsztatu naszej pracy, lecz szkodzi bardzo i przez to, że zraża ludzi do zajmowania się rolnictwem, mianowicie do szukania dróg nowych.
Rozszerzenie i pogłębienie fachowej wiedzy, wytwarza szanse, że znajdą się tędzy ludzie, którzy nabytą wiedzę zdołają praktycznie zastosować na pożytek własny i produkcyi kraju, powodzeniem swem tworząc dalej szkołę i zachętę do czynu.
W celu zachęcenia i zainteresowania do literatury rolniczej, zamieszczał „Ziemianin“ przez dwa roczniki treść wszystkich pism tak rolniczych, jak i ekonomicznych, nadchodzących do redakcyi, z tem nadmienieniem, że każdemu z czytelników każde z pism tych na żądanie nadesłanem zostanie opłacone, z jedynym warunkiem zwrotu. Tak mało było z jednej strony interesujących się pismami temi, a z drugiej tak często spotykał redakcyę zarzut, że niepotrzebnie zajmuje spisem tym miejsce w „Ziemianinie“, że stosując się do życzenia ogółu, podawania treści tej zaniechała.
Po pierwszych trzech latach wydawnictwa, kiedy już w najgrubszych zarysach dał „Ziemianin“ czytelnikom swym najniezbędniejsze wiadomości podstawowych nauk przyrodniczych, zwrócił się więcej do praktycznych zadań rolnictwa, zamieszczając rezultaty przeprowadzonych doświadczeń i artykuły z dziedziny uprawy i hodowli. Jeżeli nie wszystkie odpowiadały gustowi naszych ziemian, to nie redakcyi już całkiem wina. Tak bardzo rzadko z pośród kół naszych ziemiańskich otrzymuje artykuły, że koniecznem było sięgnąć dalej, do innych dzielnic, gdzie ludzie skorsi do pióra, do współpracowników pism zagranicznych nareszcie, z których niejedno i do naszych stosunków dzisiaj już da się zastosować.
Pogodzić się trzeba było redakcyi zupełnie z tem, że na tutejszych współpracowników liczyć nie można, że trzeba sobie radzić w inny sposób.
Jeden jednak wielki żal ma redakcya „Ziemianina“ do Towarzystw Rolniczych Filialnych, że nie zadają sobie po większej części nawet trudu tego małego, by nadsyłać sprawozdania z Walnych swych Zebrań. Nie wypowiadamy tego jako redakcya pisma rolniczego, ale jako redakcya organu Centralnego Towarzystwa Gospodarczego. Sprawozdania te mają wielką historyczną wartość, jako dokumenta dotyczące postępu rolnictwa naszego i kultury, a wartość ich podnosi jeszcze zebranie i zachowanie dla potomności. Całość ich dałaby jasny obraz prac naszych i naszych zabiegów kulturalnych. Zachowane w aktach odnośnych Towarzystw nie są przystępne dla ogółu, i łatwo zaginąć z biegiem czasu mogą. Zamieszczane w pismach codziennych, giną wprost w nawale materyału i po krótkim przeciągu czasu nie dadzą się już prawie odszukać.
„Ziemianin“ jako organ Centralnego Towarzystwa Gospodarczego powinien wszelkie sprawozdania takie otrzymywać, aby w nim znaleźć mógł później każdy źródło do historyi rolnictwa w dzielnicy naszej. Kwestyą tę poruszano już tyle razy tak w łonie Zarządu Centralnego Towarzystwa, jak i na Walnych Zebraniach; zapadały po kilkakroć odnośne uchwały, ale jak to u nas zwykle bywa, nikt uchwał tych nie respektuje i wszystko zostało po dawnemu. Dzisiaj wiele Towarzystw filialnych doniesienia nawet o dniu Walnych Zebrań zamieszcza wyłącznie tylko w pismach codziennych; tymczasem w braku sprawozdania, ogłoszenie o Walnem Zebraniu, przy którem podany jest porządek obrad, zamieszczone w „Ziemianinie“, dałoby już pewien pogląd na prace odnośnego Towarzystwa i byłoby później chociaż tylko wskazówką jego pracy, bardzo pożądaną.
Oprócz gromadzenia całego materyału, dotyczącego prac naszych Towarzystw Rolniczych, jedno jeszcze bardzo trudne zadanie postawiła sobie redakcya „Ziemianina“: przestrzeganie i zachowanie czystości i poprawności słownictwa rolniczego polskiego. Wobec wykształcenia rolniczego przeważnie w szkołach obcych, zadanie to nader trudne do przeprowadzenia. Zaczyna się niestety w naszych kołach rolniczych coraz więcej ustalać gwara, której bez znajomości języka niemieckiego zrozumieć trudno, szerzą się bezmyślnie wzięte tłomaczenia z niemieckiego pośród ogółu. Popularne pisma rolnicze, szczególniej dodatki rolnicze dołączane do pism ludowych, pisane są w języku brzmiącym jak zgrzyt żelaza po szkle. „Ziemianin,“ o ile to w jego siłach, pragnie przynajmniej na swoich łamach przestrzegać poprawności słownictwa rolniczego polskiego, tem więcej, że niebezpieczeństwo popsucia języka istnieje nietylko u nas, ale i w innych dzielnicach. Na dowód, że i tam niebezpieczeństwo to widzą i o zażegnanie go krzyczą, przytaczamy wyjątki z artykułu, zamieszczonego w „Rolniku“, wychodzącym we Lwowie, a powtórzonym w „Ziemianinie“ w r. 1907, godząc się na wywody autora w całej pełni:
Język narodu to dzieło lat wielu i ust mnogich, które często chwytają byle jaką niewłaściwą nazwę, podaną jakimś cennikiem narzędzi lub maszyn — jakiemś ogłoszeniem, lub usłyszaną z ust obcego, aby ją włączyć do mowy naszej, z nieodżałowaną nieraz szkodą dla języka.
Naród nasz jest rolniczym. Tem cięższą nasza wina, jeżeli dopuścimy, aby w tym zawodzie, któremu oddają się te ogromne rzesze naszego ludu wiejskiego, tworzenie nazw zawodowych, ustalenie ich i porządkowanie oddane było losowi i aby je lekceważono z dnia na dzień, z roku na rok przez lat dziesiątki, a może i setki…
Praca około słownictwa rolniczego polskiego musi polegać i na uporządkowaniu wyrazów już przyjętych, na ustaleniu znaczenia wyrazów i na uzupełnieniu go i ustawicznem dostarczaniu nazw nowych w miarę potrzeby rolnictwa. Z biegiem czasu, z postępem wiedzy rolniczej, tworzą się nowe pojęcia, które zaraz muszą być i nazwane. Pracy tej dokonać może tylko zebranie osób znających i język i nauki rolnicze, a chętnych do tej pracy. Czyżby tych osób zabraknąć u nas miało?
W sprawach rolniczych dokłada „Ziemianin“ wszelkich starań, aby czytelników swoich zaznajamiać ze wszystkiem, co się na polu teoryi i praktyki rolniczej najnowszego ukazuje. Sądzimy, że pod tym względem żaden zarzut obecnej redakcyi spotkać nie może. Gdyby tylko z naszej dzielnicy nadchodziło więcej sprawozdań z przeprowadzonych doświadczeń, artykułów do naszych specyalnie odnoszących się stosunków, „Ziemianin“ dałby później taki sam obraz rozwoju obecnych naszych stosunków rolniczych i ekonomicznych, jak jego pierwsze roczniki, a dzisiaj szerszą by jeszcze siał naukę.
Jak każde pismo, tak i „Ziemianin“ krytyce poddać się musi. Krytykowano go ostro od czasu założenia, a może być że krytykowano go za ostro, a popierano zbyt mało. Gdyby krytyka była pobłażliwszą, a poparcie większem, może i lepiej byłby się rozwinął. Wskazywano zmieniającym się redakcyom za przykład pisma zagraniczne rolnicze, ale zapomniano, że pisma te mają dziesiątki tysięcy abonentów i setki współpracowników. A „Ziemianin“? Ci nawet, którzy nie szczędzą mu ostrych słów krytyki, po większej części nie abonują go nawet; pośród członków Centralnego Towarzystwa Gospodarczego, mimo że jest jego organem, mało miał i ma poparcia i gdyby nie abonenci z innych dzielnic, trudnoby było mu się ostać.
Mimo tak niesprzyjających okoliczności wyrobił sobie jednak stale koło czytelników i za ich poparciem może nawet łamy swe rozszerzać. Od roku 1908 wychodzi jego nakładem „Przegląd Leśniczy“ organ „Towarzystwa Leśnego,“ jednego z wydziałów Centralnego Towarzystwa, jako trzeci bezpłatny dodatek kwartalny, a co rok dodaje jeszcze broszurę rolniczej lub ekonomicznej treści.
∗
∗ ∗ |
Jako charakterystyczny rys społeczny podnosimy, że wydawnictwo to uznane od samego swego początku przez nasze społeczeństwo rolnicze za pożyteczne i potrzebne, nie doznało nigdy jednak pośród niego należytego poparcia. Ani „Ziemianin“ Lipskiego i Wolniewicza, ani Sczanieckiego i Zakrzewskiego, ani późniejszy pod redakcyami Rosego i Szafarkiewicza, następnie już jako organ Centralnego Towarzystwa Gospodarczego pod redakcyą Jackowskiego i Wolniewicza, potem Koszutskiego, ludzi, co szli z posiewem pod zbiory przyszłych pokoleń, nie mógł zadowolnić rolniczych kół naszych ziemiańskich.
Dlaczego? Z tej prostej przyczyny, że wymagano od redaktorów wszystkiego, a nie dawano wzamian nic prawie.
A jednak „Ziemianin“ się ostał, przetrzymał wszelkie burze i zamiast w takich stosunkach upadać — podnosi się i rozwija.
Nieco więcej tylko życzliwości i poparcia, szczególnie ze strony członków Centralnego Towarzystwa Gospodarczego!
Poznań, 1 stycznia 1910. | Wacław Swiniarski. |
w Wielkiem Księstwie Poznańskie.
Dobiega „Ziemianin“ 60-go roku życia; wiek to poważny, którego dotychczas kilka tylko doczekało pism polskich w ogóle, a nie dożyło żadne z poświęconych nauce lub zawodowym umiejętnościom. Dowód to wymowny, że „Ziemianin“ sumiennie uprawiał niwę rolniczej wiedzy i że dobre siał w nią ziarno. Przetrwał upadki i nieszczęścia, które za życia jego zapisała historya naszego ziemiańskiego społeczeństwa, i może dziś z dumą powiedzieć, że gdyby nie idea pracy sumiennej i umiejętnej około gospodarstwa, której służył wiernie, to byłoby tych nieszczęść jeszcze znacznie więcej.
„Ziemianin“ musiał być pożytecznym we wszystkich latach swego długiego życia. Zastał niwę naszą rolniczą w cząstce dopiero dobrze uprawną, a po za tem leżącą odłogiem. Więc bez wytchnienia radził, drogi nowe wskazywał, spostrzeżenia pożyteczne ogłaszał, przed błędnemi teoryami ostrzegał, aż doczekał się chwili, gdzie ta cała ziemia przedmiotem jego starań będąca, zakwitła wysoką i prawie równą wszędzie kulturą.
Od lat przeszło 40-tu jest ten zasłużony „Ziemianin“ organem Centralnego Towarzystwa Gospodarczego; z niem razem dąży naprzód. Dziś nie ma nowej teoryi, nie ma doświadczenia ważniejszego na polu rolnictwa i nauk społecznych, o ile rolnictwa dotyczą, żeby o nich nie pisał. Ogromny zasób pracy Szanowny Panie Redaktorze wkładasz w Swój tygodnik, za co Ci od całego Ziemiaństwa należy szczera wdzięczność. Temu uczuciu pragniemy dziś dać wyraz; dziękujemy Ci Szanowny Panie, że doprowadziłeś „Ziemianina“ do tak znakomitego rozwoju, i życzymy tak jemu jak i Tobie pomyślności w dalszej tak bardzo pożytecznej pracy.
w Wielkiem Księstwie Poznańskiem.
- ↑ Komplet „Ziemianina“ jako dodatku do „Dziennika Poznańskiego“ znajduje się w bibliotece „Przyjaciół Nauk“, komplet drugiego wydania, jako osobnego tygodnika w bibliotece Raczyńskich.
