Strona:Zygmunt Radzimiński - Pułkownik Marcin hr. Tarnowski.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi trzech ciotek jego, marszałkówien w. litewskich: Anny ks. Antoniowej Jabłonowskiej, Krystyny Franciszkowej Bielińskiej i Kunegundy Franciszkowej Czackiej; była to jedna z niewielu spraw, której praktykowanym przez pułkownika procederem załatwić nie było można, ztąd naprężenie stosunków przez długie lata się przeciągające. Pracowano usilnie nad ubliżeniem do siebie tych dwóch najzacniejszych i najdostojniejszych przedstawicieli naszego społeczeństwa na Rusi, ale nadaremno; aż nareszcie przezacny ks. Roman zrobił pierwszy krok i odwiedził pułkownika w Bereźcach, gdzie oczywiście był witany i podejmowany z należną mu czcią i potrojoną przez sędziwego gospodarza gościnnością i uprzejmością. Z kolei więc wypadło i naszemu pułkownikowi odbyć tę przeszło stu kilometrową podroż do Stawuty, o czem nie omieszkano ks. Romana zawiadomić.
W dniu przeto i czasie przybycia oznaczonych, ks. Roman w otoczeniu kilkudziesięciu jeźdźców na dzielnych sławuckich bachmatach, wyjechał na spotkanie pułkownika do wsi Taszki, o sześć kilometrów od Sławuty odległej; gdy dano znać, że ekwipaż pułkownika się zbliża, muzyka ukryta w lesie nade drogą zagrała marsza wojennego; ks. Roman zakomenderował gromkim głosem „baczność, cwałem!” i ruszył z kopyta, a cały orszak za nim i w kilka minut powóz pułkownika został otoczony, ks. Roman zasalutował po wojskowemu i z młodzieńczym animuszem zeskoczywszy z konia rzucił się w objęcia wysiadającego, rozczulonego do łez pułkownika, a i niejeden z otoczenia, patrząc na powtórzoną wspaniałą scenę, pojednania „coram populo” dwóch naszych bohaterów-męczenników za sprawy narodowe, łzę radośną uronił i upatrywał w tem szczęśliwy „omen” dla przyszłości skołatanej niezgodą naszej biednej Ojczyzny! Po tem serdecznem powitaniu, kawalkata z ks. Romanem na czele, otaczając powóz pułkowni-