Strona:Zygmunt Radzimiński - Pułkownik Marcin hr. Tarnowski.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tensje materjalne, jak to mówią, krakowskim targiem, „mocium panie po połowie”, ale w takich wypadkach najczęściej się tem kończyło, że gdy doszło do uszu pułkownika narzekanie ze strony rzekomo pokrzywdzonego, zapraszał go do swojego pokoju i z całą otwartością i żołnierską rubasznością pytał o sumę pokrzywdzenia, a gdy zainterpelowany mu ją wyjawił, pułkownik zostawiał na chwilę swego gościa, szedł do sąsiedniej kasy, wyjmował z niej oznaczoną sumę, wkładał ją do koperty, którą starannie pieczętował i uśmiechnięty, z pogodnem czołem podchodził do gościa, częstokroć nie domyślającego się o co rzecz chodzi, mówiąc: „przeczytasz zawartość koperty w domu, tylko wara odpowiadać mi na nią, bo się, śmiertelnie obrażę, a teraz chodźmy na obiadek”, względnie na kolację i na tem sprawa się zwykle kończyła, bo niktby się nie ośmielił protestować przeciw autokratycznemu w danym wypadku wyrokowi zacnego pułkownika. Również w oryginalny sposób przychodził on z pomocą swoim przyjaciołom, między innemi cytują następujące zdarzenie: miał on sąsiada, dawnego swego podkomendnego, z którym go wiązały serdeczne przyjacielskie stosunki, był to zacny człowiek, dosyć zamożny, ale nieporządnie prowadzący swe interesy, tak, że nieraz grosz grosza nie doganiał i pan porucznik zmuszony bywał do zaciągania drobnych pożyczek na wysokie procenty u braci w Izraelu, w powiatowem swem mieście, i bardzo często zapominał o terminach obowiązujących, ztąd bywał w ciągłych kłopotach, które mu nie pozwalały myśleć o drobiazgach, jak np. o zapałkach do fajki, które zastępował zwijanemi w trąbkę ćwiartkami papieru, zapalanymi przy ogniu wciąż gorejącym na kominku, ale i tych czasami brakło; zauważył to i zapamiętał poczciwy pułkownik, więc kiedyś przed imieninami porucznika pojechał do wspólnego miasta powiatowego, wykupił tam najskrupula-