Strona:Zygmunt Różycki - Wybór poezji.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
WIECZÓR.

Złote ognie powoli gasną na lazurze,
Kędyś w zmierzchnicach szarych, przedwieczornych toną,
Świat odwrócił ku słońcu swoją twarz zmęczoną
I skąpał się w ożywczej wieczornej purpurze.

Niebo się przystroiło w czerwonawe róże,
Balsamiczny aromat wchłonęło w swe łono,
Zagrały ciemne bory pieśnią roztęsknioną,
Sen roztoczył nad ziemią swoje skrzydła duże.

Uroczyste milczenie zaległo dokoła,
Złote słońce zagasło — od cichej doliny
Podniósł się sennie obłok błękitnawo-siny...

Smętnie zadrżały dzwony wiejskiego kościoła
I zwolna przez pachnące, żółtawe łubiny
Szedł lud na ciche modły, pochyliwszy czoła.