Strona:Zygmunt Różycki - Wybór poezji.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
NIERAZ JASNĄ PÓŁNOCĄ...

Nieraz jasną północą wybiegam w tę stronę,
Gdzie śpią nasze sny złote pod przeszłości głazem,
Gdzie niegdyś, jak dwa cienie, błądziliśmy razem
W noce ciche, księżyca widmem wysrebrzone.

Wybiegam z domu, lecę przed siebie w obłędzie
Polami, wonną łąką, przez mgielne rozlewy — —
Zagrały chóry świerszczów!... O, znam ja te śpiewy!
Jakaś skarga mknie z dali... To rzeka tak gędzie!

Biegnę prędko!... Już jestem! Patrzę osłupiały
W rozsrebrniony mrok lasu i wołam z rozpaczą...
O, przebóg! Ktoś się ozwał!... To rosy tak płaczą!

O, przebóg! To sośniny lekko zaszumiały
I znowu martwa cisza świat objęła cały — —
O, uciec stąd coprędzej!... Jeszcze mnie zobaczą.