Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 260.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szek i pan Pisarz słuchali z uwagą i oburzali się często, ale kiedyśmy im opowiedzieli, jakieśmy owym łotrom najezdnikom wzięli oko za oko, to pan Stanisław się tak tém ucieszył, że aż krzyknął i zerwał się z krzesła, ale jak się poderwał, to znowu tylko krzyknął, ale tą razą już z bolu, który przy zerwaniu się dotknął go w nogi opuchłe i muzułbasem poobwijane. Przecie po chwili rzekł:
— Aj! toście im dobrze zrobili tym urwipołciom, szkoda tylko, że pomiędzy nimi samego Ostrowskiego nie było.
Pan Pisarz także był kontent z téj zemsty naszéj, jednak całą rzeczą nie mało się zafrasował i rzekł:
— Tedy już wszystko przepadło. — Na to ja zaraz:
— A pan Jan przecie jeszcze nie utracił całkowitéj nadziei.
— To chyba gwałtem chce zabrać pannę!
— Może i gwałtem; — odpowiedziałem.
— A dla czegożby nie miał gwałtem jéj wziąść? — podchwyci staruszek, — czy to nie bywa na świecie? Zebrać kilkanaście szabel, na-