Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 259.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bieskawego dymu. Krotochwilny to był staruszek i pomimo dokuczliwéj i długo trwałéj choroby, w nim zawsze była taka jowialna, jakby to u małego chłopięcia, które łechtane prędkim krwi gorącéj obiegiem, cieszy się z tego że żyje.
— Ołtarzowski i Nieczuja, zaraz sobie to pomyślałem, kiedym turkot wozu usłyszał, — rzecze on do nas wchodzących, — wzięli słowo od rodziców i przyjeżdżają prosić na wesele.
— Gdzie tam na wesele! Mości Dobrodzieju, — odpowiedziałem, — myśmy pojechali na zrękowiny, a trafili na chrzciny.
— Jakto na chrzciny? — zapytał staruszek i popatrzył na Ołtarzowskiego.
— A już-ci na chrzciny, bo nam skórę obito i panny nie dano.
— Jakże-to, proszę was? to być nie może.
— Ale kiedy było, to już pewnie i być mogło.
— No, to powiadajcież prędko, bo to płazem tego puścić nie można.
Więc zaraz z kopyta opowiedzieliśmy to wszystko, co nas na Rusi spotkało. Staru-