Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 258.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaraz P. Pisarz wyszedł do nas ze dworu i z wielką uprzejmością przywitał.
— Dajże wam Panie Boże zdrowie, — rzecze on, — żeście tu przyjechali. Dopieroż to się Pan Stanisław ucieszy kiedy was obaczy, bo my się tu tak nudzimy jakby zaklęci.
Radzi z takiego przyjęcia, wchodzimy zaraz do pokojów, ale Pan Pisarz powiada:
— Nie, tutaj was nie zostawię, musicie pójść zaraz do mego brata, bo on się ma teraz cokolwiek lepiéj, i bardzo łaknie gawędy.
— Kiedy tak, to i owszem.
Pan Pisarz nie miał jeszcze więcéj jak lat pięćdziesiąt i był czerstwy jak młodzian, ale Pan Stanisław miał już około siedemdziesięciu i miał głowę łysą jak dynia, około któréj brzegami, jakby wianek cieniutki, wiło się trochę białych jak mleko włosów. Siedział on w wielkiém poręczowém krześle, w jakiś haładzajowy żupan zawinięty i podczas kiedy jedną ręką ustawicznie poprawiał sobie haftowaną furażerkę, na bakier nasadzoną na głowie, drugą trzymał długi cybuch z bursztynem i z tureckiéj lulki ciągnął ogromne kłęby nie-