Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 191.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niali i grzeczności gadali, — traktowałem też ich z piętra, mało co lepiéj od zagonowych, wychodząc z téj prawdziwéj zasady, że volenti non fit injuria. I nie bardzom się na tém pomylił, bom się jeszcze dnia tego przekonał, że wszyscy ci, jakiem ich tam widział, byli to sami tacy, o których Paprocki ustawicznie powtarza, że: «są tam i inne jeszcze tego herbu używające domy, o których ja jednak, ile-że daleko od tamtych stron mieszkający, wiedzieć nie mogłem.» Już to ja z dawna nie wielki szacunek mam dla tych, o których niewiem; co dobrego jest, to się o tém wie pewnie, choćby ono było za morzem, więc zawsze sobie powtarzam za poetą:

Nie masz się o co gniewać — i to moja rada:
Chcesz być szlachcicem, pokaż z ksiąg szlachcica dziada,
Dopiéro mi się bracie będziesz liczył równy.

A tak było i z tymi; bo prawie wszyscy jako tam byli, byli to jacyś chudeusze a może i mieszczankowie, kat wie zkąd, którzy uciuławszy także kat wie na czém po kilka albo kilkanaście tysięcy złotych, poskładali swoje kapitały u Starosty, niby to na prowizyi, ale że Starosta nigdy nikomu nic nie płacił, ale