Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 153.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie będzie.» Smutno mnie się zrobiło, ale nie straciłem przeto nadziei. Za parę dni potém przyjechała jéj matka, aby ją zabrać ze sobą i zabawiła się tu z jaki tydzień. Poznałem ją bliżéj. Boże! cóż to za kobieta, ta matka! Spokojna, cicha, nabożna, — jak święta! Nieudając nic ani przybierając sobie, Pan Bóg mi poszczęścił, żem się jéj dosyć podobał, — i nie tylko podobał, — ale nawet tak dalece do niéj ośmielił, żem po wszelkiéj formie prosił o rękę panny. «Waszmość masz mało co,» — odrzekła mi matka, — «moja córka zapewnie nic mieć nie będzie, cóż jeść będziecie?» — Ej! przy pomocy Boskiéj, — odpowiem, — przy pracy i oszczędności mam nadzieję, żeby nam chleba nie brakło. — «Pięknie to bardzo,» — odpowiedziała znów matka, — «ale zawsze ja wątpię, ażeby z tego cokolwiek być mogło; wszystko od mojego męża zależy, a on zdaje mi się będzie temu przeciwny; jednak Błonie ztąd nie daleko... czas poda sposobność, a Pan Bóg w najwyższéj łasce swojéj tę sprawę rozstrzygnie».
— Więc pojechałeś do Błonia?
— Więc pojechałem do Błonia. Ale cóż