Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla szlachty ubogiéj, a osobliwie dla kobiet i dzieci; obstawiono się wartami, psy spuszczano z łańcuchów, niesypiano po całych nocach, ale to wszystko nic nie pomagało; — gdzie się miało co spalić, to się niezawodnie spaliło i zdawało się, że jakaś niewidoma ręka podpala. Do czterech tygodni więcéj jak w czterdziestu wsiach pożary były, a niektóre wygorzały do szczętu; — oczéwista, że to byli Cygani, ci którzy pouciekali, ale cóż to pomogło wiedzieć, kiedy ich widać nie było. Deręgowski mówił: — Czemu to którego z nas nie podpalą? oj! takbym ich popiekł jak wróblów.
— Ej! nie wywoływaj wilka z lasu — rzecze mój ojciec. Aż tu w dni kilka, Deręgowski stoi przy oknie wieczorem, a tu mu coś łyska za stodołą. Wyjdzie chyłkiem, ale nim doszedł, już cały róg był w płomieniu. Dobiegłszy, widzi wyraźnie że coś ucieka do góry, puścił się więc za nim i niebawem pojmał. Cyganiątko było, może dwunastoletnie, które mszcząc się śmierci swych ojców, podpalało szlacheckie majątki. Ale Deręgowski, nie zważając na powód, jeno na skutki uczyn-