Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 120.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kocz splecione, a na głowie kapelusz duży z kanią széroką, około którego była taśma czarna blaszkami nabita, a za nią pare piórek kogucich. Stanął przed moim ojcem ostro i śmiało, tylko oczy spuścił ku ziemi.
— Zdejm kapelusz, — krzyknie pan Skarbnik, — ażaż to niewiesz, z kim gadasz?
Zdjął ale milczał.
— Właśnie teraz ci czas srożyć się, kiedy jesteś w połapce, a za godzinę już wisieć będziesz.
— Ta! — rzecze cygan, — wisieć ta wisieć; raz człowiek ginąć musi, a czy dziś czy jutro, to jedno, — Taka to u tych hultajów była rezygnacya.
Widząc szlachta, że wielka liczba jest téj zarazy, kazali co przedniejszych trochę powiązać i po dwóch posforować, których tak naprzód pędzili Wojewodzińscy. Sprzęt zaś i cały dobytek popakowawszy na wozy ich własne i otoczywszy to resztą téj hołoty, sami jadąc po bokach, postępowali tak lasem ku Leśkowi. Ale obradziwszy się po drodze, niedoszli do miasta, jeno na górze nie daleko Sanu