Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem szlachta wyrunęła do sieni. Co? co? jak? poczęli harkotać ze żydem i coraz głośniéj. Oglądam się, ze dwudziestu stało szaraków, pomiędzy niémi i karmazyny, ale wszyscy na połowę albo może i całkiem pijani i gwarzą a coraz głośniéj; nareszcie słyszę wyraźnie głosy: — Jako? zrąbali go? Niezabitowskiego, takiego familijanta, Sanoczanie zrąbali? może i na śmierć zasiekli? — Inni mówią: — Oho! pewnie już świata oglądać nie będzie, bo to Owsiani jak się porwą do szabel, to sieką nie żartem. — Trzeci mówi: — Oj wiem ja, byłem ci ja w ich rękach! — i poczęli się po mału przybliżać do wozów. Potém jeszcze bliżéj, z prawéj jeden, dwóch z lewéj, inni z przodu zachodzą. Źle! myślę sobie, i pomacałem się po lewym boku, szabla była przy nim i trochę ducha we mnie wstąpiło, — patrzę po nich: mają także jakieś serpentynki w wężowych pochwach. Aż tu jakiś jeden, chłop dosadny a wielki, wąsa kręci, czapkę na ucho sprawia, do samego półdrabka się zbliża i rzecze:
— Niech będzie Chrystus pochwalony!