Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 050.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

warzyszyć nie może, bo mu roboty przestały w polu, i żona go puścić nie chce. W saméj rzeczy pani Stolnikowa wyszła do mnie i złożywszy ręce prawie ze łzami mnie prosiła: Na miłość Boga, panie Marcinie, (a byliśmy sobie trochę powinowaci, bo ona była urodzona z Zakliczanki, a moja babka także Zakliczanka była,) niezabieraj mi męża! od Zielonych Świątek prawie niemasz go w domu, ja sama musiałam około żniwa chodzić, mało się co urodziło, nic jeszcze nieposiało, jego znów licho gdzieś poniesie z domu; niech choć kilka tygodni zostanie przy gospodarstwie.
Kiedy tak koniecznie potrzebny przy gospodarstwie — pomyślałem — to niech zostanie! mniejsza oto — chociaż go łatwo mogłem był wywlec ze sobą, bo jemu tak włóczęga a burda pachnęły, że i o północy go zbudzić, to był gotów. Więc tylko jeszcze Niezabitowskiemu dano rosołu, ja z Deręgowskim na fantazyą wypiliśmy po jednéj butelce, i ruszyłem z przed ganku. Wyjeżdżając, koń świeży, którego mi przyprowadził Węgrzynek, potknął się ze mną na moście i tak mu tylna no-