Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 040.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którego szablą kierowała miłość dla Chorążanki a serce mu podnosiła przytomność tylu współ-ziemianów, którzy niby to honor całéj ziemi w obec tego Przemyślanina złożyli w jego ręce, trochę gęściéj pałaszem machał i ogniściéj nacierał, bo téż i Deręgowski stał tuż koło niego i dogadywał mu: — Dobrze tak, gęściéj pałaszem, raz koło razu! — Niezabitowski, jako to niby większego świata kawaler, więcéj okazywał obojętności i zimnéj krwi, niżeli ognia, ale stał twardo, po fechmistrzowsku chwytając cięcia i odskakując. I pięknie było patrzeć na owych dwóch harcerzy, bo obadwa byli gracze nielada, a poczęli z taką powagą et cum solennitate, że za moich czasów niepamiętam drugiego tak wspaniałego pojedynku. A wszystko to się działo przez gościnność z naszéj strony dla obcego człowieka; bo my między sobą, to jeno krzyknęliśmy: dobyj szabli! i zaraz czach! czach! bez perory, bez przedwstępnych punktów ugody, bez warunków, a sam Pan Bóg nam sekundował. A kto co oberwał, schował w torbę i milczkiem poszedł się lizać do domu.