Strona:Zweig - Amok.pdf/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem, że najpierw wciągał moją twarz do wnętrza i że oddzielam się od siebie. Ziemia usuwała mi się z pod nóg, tak, iż odczuwałem całą słodycz oszałamiającego upadku. Wysoko, wysoko ponad sobą słyszałem jeszcze dźwięczące pasaże, toczące się jeden za drugim, ale już nie czułem, gdzie się to wszystko działo, krew mi odpłynęła — oddech zatrzymał się. Już czułem, jak mnie dławi, przez tę minutę, godzinę, czy wieczność — wtedy spuściła znowu powieki. Wypłynąłem z wody, jak topielec, trzęsiony gorączką.
Rozejrzałem się. Naprzeciw mnie siedziała młoda szczupła dziewczyna, pochylona nad książką, nieruchoma jak obraz, tylko jej kolano drżało pod cienką suknią. Wiedziałem, że ta rozkoszna zabawa — między mojem oczekiwaniem a jej oporem — znowu się zacznie, że muszę z nieustannem natężeniem pożądać, ażeby potem utonąć w czarnych płomieniach jednego spojrzenia. Włosy lepiły mi się na skroni; krew gotowała się we mnie. Nie mogłem już tego dłużej wytrzymać. Wstałem, nie odwracając się i wyszedłem.

W dali przed oświetlonym hotelem była noc. Doliny nie było widać, a niebo błyszczało wilgotne, jak czarny, mokry mech. I tu także nie było ochłody, jeszcze wciąż nie. Jak wszędzie, tak i tu także to samo kojarzenie się pragnienia z upojeniem, które czułem we krwi. Mgła niezdrowa, wilgotna, jak wyziew człowieka w gorączce, leżała na polach, zdala drgały ognie i jak duchy migały w rzadkiem powietrzu, a naokoło księżyca leżał żółty pierścień i nadawał mu zły blask. Czułem się zmęczony, jak

95