Strona:Zweig - Amok.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nigdy. Pleciony fotel, niesprzątnięty podczas dnia, stał tu jeszcze zapomniany na dworze, rzuciłem się nań. Byłem, jak połamany, wyciągnąłem się i pozostałem tak bez ruchu. I przytulony do miękkiego oparcia z trzciny, teraz już nie stawiając oporu, odczułem po raz pierwszy tę duszność, jako coś cudownego. Nie męczyła mnie już, przytulała się tylko czule i rozkosznie do mnie, nie broniłem się już przed nią. Tylko oczy miałem zamknięte, żeby niczego nie widzieć, żeby silniej odczuć naturę, to życie, które mnie otaczało. Ssąc, jak polip, czepiała się mnie teraz tysiącem ust — noc. Leżałem i czułem, że ulegam, oddaję się czemuś, co mnie obejmowało, głaskało, otaczało, co piło moją krew, i po raz pierwszy miałem zmysłowe uczucie, jak kobieta, która się roztapia w słodkiej ekstazie — oddania. Coś niewidzialnego dotykało mojej skóry i stopniowo pod nią przenikało, rozluźniało moje członki, a ja się nie broniłem przeciwko tej rozkoszy zmysłów. Pozwalałem się opanować temu nowemu uczuciu i odczuwałem tylko, że ta noc i to spojrzenie przedtem, ta kobieta i ten krajobraz, to było jedno i to samo i że słodko było szukać w tem zapomnienia. Czasem zdawało mi się, jakby ona była tą ciemnością, a to ciepło, które dotykało moich członków — jej własnem ciałem, roztopionem w nocy, tak jak moje. I jeszcze we śnie ją odczuwałem i gubiłem się w tej czarnej fali rozkosznego zapomnienia...

Naraz coś mnie przestraszyło. Z rozbudzonemi zmysłami dotykałem wszystkiego wokoło siebie, nie pojmując, gdzie się znajduję. Aż wkońcu zoba-

96