Strona:Zofja Rogoszówna - Pisklęta.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
22

podzielnie do niego należało. Z początku Jędruś starał się krzykiem dochodzić praw swoich. Krzyczał, kiedy mama układała Marysię w jego kolebeczce, krzyczał, widząc, że mama bierze Marysię na ręce i idzie w pole zanieść tatusiowi jedzenie, a jemu każe siedzieć przy Burce w izbie; że jednak na krzyk jego matka odpowiadała stale:
— Cicho, Jendruś! bo dostaniesz!
Jędruś przestawał płakać, nie ze strachu, bo mama jakoś groźby nigdy nie spełniała, ale dla tego, że oddawna już spostrzegł, że, kiedy nikogo, prócz Burki, niema w izbie, to płakać się nie opłaci.
Teraz już przywykł do tego, że wszyscy daleko mniej nim się zajmują, niż dawniej, kiedy Marysi jeszcze nie było w chacie, zdaje się, że mu się to nawet podoba. Nie napiera się już, żeby go mama brała na ręce, zato coraz częściej i coraz odważniej próbuje stawać na własnych nóżkach. Z początku, co się podniósł, bęc! i już znowu siedzi na ziemi, aż któregoś dnia wpadł na doskonały pomysł. Obiema rączkami złapał Burkę za szyję i uwieszony na niej, przebierał co sił nóżkami. Tak przeszedł się kilka razy po izbie i od tej chwili zrozumiał, że najlepiej zawsze chodzić, trzymając się czegoś, co się rusza. Jeżeli Burki nie było przy nim, chwytał się nogi taty i uczepiony z całej siły, próbował maszerować razem z tatą, potym równie pomocną okazała się spódnica mamy, i ani się Jędruś spostrzegł, kiedy nauczył się chodzić doskonale.
Mama i tato cieszyli się bardzo jego postępami, a kiedy już o własnych siłach przeszedł od skrzyni,