Strona:Zofja Żurakowska - Trzy srebrne ptaki.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łej mocy, a potem płucze. Wszystko bardzo poważnie i pracowicie, aż nieraz «letniki» staną na brzegu i śmieją się, aż się za boki biorą — że to Stefka jest nie większa od dużej lalki.
A bratowa ma spokój — może sobie usiąść na progu i haftować koszule czarnemi krzyżykami, drobnemi jak mrówki.
Bracia, to poprostu się wyśmiewali. Tak, tak, zabierze pani Maryjkę do Warszawy, a jakże! Koleją trzeba jechać przez cały świat! Kto bilet zapłaci? Może pani?
Właśnie pani zapłaciła.
Matka przygotowała Maryjce w skrzynce dużo rzeczy — nawet poduszkę — ale pani powiedziała, że nie potrzeba. Wszystko da. Niech Maryjka weźmie tylko swoje koszule, nic więcej. Nawet na drogę dała jej pani suknię granatową wełnianą i buciki z panienki. Trochę były za duże, ale «fajne»! — poprostu raz tylko zelowane porządnie, grubo — z wierzchu ani jednej dziureczki!
Już kiedy dostała tę suknię i buciki — nikt nie wątpił, że pojedzie. Przestali się wyśmiewać.
I nawet do Maryjki przemówiła Hania, ta śliczna, dorosła córka Krasija, bogaczka na trzydziestu morgach. Poprosiła, żeby napisać do