Strona:Zofja Żurakowska - Trzy srebrne ptaki.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pod akacjami, na brzegu, a Luna milczała, prętem bijąc wodę. Może być, że na te panine zapytania, wcale nie było warto odpowiadać. Mimo to, jak tylko pani z leżakiem pojawiała się na brzegu, zaraz w to właśnie miejsce Luna pędziła swoje dziewięć gęsi i siadała nieopodal.
A potem zaczynała się ta, dość jednostronna rozmowa. To tylko wyznała dziewczynka, że się nazywa Luna, czyli Helena.
O tej pani, co daje cukierki i nosi takie śliczne suknie, wkrótce zwiedziały się wszystkie dzieci brzegu.
Już wtedy Luna wyglądała tak, jakgdyby w wielkiej z nią była zażyłości. Siadała najbliżej, trzymała jej japońską parasolkę i nie dopuszczała nikogo. Na cukierki, które pani rozdawała innym dzieciom, patrzała z ukrytą zawiścią, a jawną dumą.
Widać było, że myśli: — Te cukierki odstępuję wam tylko z dobrego serca, bo właściwie do mnie należą. To moja pani.
Dopiero potem Luna zrozumiała, że popełniała błąd, nie odpowiadając pani. Okazuje się, że znacznie bliższe stosunki można zawiązać przy pomocy rozmowy.
A Maryjka owszem, odpowiadała. Przychodziła ze Stefką na ręku i objaśniała panią o do-