Strona:Zofia Urbanowska - Róża bez kolców.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
IX.
BŁĘKITNA WSTĄŻKA.

„Kobieto, puchu marny! ty wietrzna istoto!
Postaci twojej zazdroszczą anieli,
A duszę masz gorszą, niżeli.“
Mickiewicz. Dziady.

Baronet, któremu zdano relacyę o wszystkich gospodach, zgodził się odrazu na Raptawicę. Ruszono więc zaraz w drogę, wziąwszy pochodnie, ale ich nie zapalono, bo księżyc dość jasno świecił. Ścieżki nie było widać, tylko zarośla, a potem usypisko drobnych kamieni, ruszających się pod nogami i staczających na dół przy stąpaniu. Miejscami usypisko to pokryte było śliską warstwą czarnej próchnicy, więc przewodnik zalecał ostrożność i trzymanie się ściany, pod którą szli, mając nad sobą ostrą grań poszarpanych turni. Przewodnik szedł naprzód, za nim baronet, za baronetem profesor, dalej doktór, malarz i Walter. Henryk postępował ostatni. Szereg zamykali górale, niosący płachty z sianem na plecach i bagaże. Sabała szedł sobie bokiem po usypisku, swobodnie, z niedbałością człowieka, który jest u siebie w domu i zna każdy kąt.
Posuwając się tak powoli, ale ciągle pod górę, weszli między oryginalne oderwy skalne, stojące samotnie jak ściany zwalonego budynku. Tu już srebrny promień księżyca dosięgnąć nie mógł. Przewodnik przystanął i kazał zatrzymać się wszystkim. Zapalono teraz pochodnie: światło ich ponuro błyskało między szczelinami skalnemi, przez które przechodzili. Ujrzano jakąś czeluść otwartą,