Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Argumenty te, które sam sobie przedstawiał wydawały mu się słuszne i postanowił postąpić w ten sposób aby nic Asi nie mówić, spędzić z nią poprostu kilka dni i pożegnać się zwyczajnie, jak przed zwykłym odjazdem na czas jakiś.
Lecz wtedy przypominała mu się rozmowa jaką miał z Asią niedawno.
— Powiesz mi napewno? — pytała Asia, a on przyrzekł jej wtedy solennie.
Czyż powinien odlatując, być może na zawsze, widząc ją po raz ostatni, nie pożegnać się z nią prawdziwie? Czyż nie będzie miała słuszności, czując żal do niego, że nie powiedział jej sam o tak ważnej chwili swego życia, że nie wiedziała o niczem i nie życzyła mu powodzenia, że z obcych ust dowie się o wszystkiem, lub przeczyta w obojętnej gazecie.
Jan Mirski nie wiedział przeto jak powinien postąpić. Asia była wprawdzie jeszcze małą dziewczynką, mimo to liczył się z nią poważnie i kochał najmocniej ze wszystkich bliskich na świecie.
— Zobaczę — zdecydował wreszcie — zobaczę jak to się tam wszystko samo ułoży.
Powziąwszy taką decyzję, uspokoił się trochę i niecierpliwie spoglądał na zegarek, oczekując przybycia na miejsce.