Strona:Zofia Bukowiecka - Michałek.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   92   —

A Czarniecki na to:
— Mości Szandarowski! a kto wziął chorągiew?
— Dawajcie pachołka! — zakrzyknął Szandarowski.
Żołnierze zaczęli szukać i znaleźli Michałka, siedzącego pod ścianą stajenną przy źrebcu, który padł z ran i ostatnie właśnie tchnienie wydawał. Na pierwszy rzut oka zdawało się, że i chłopakowi niewiele się należy, trzymał jednak chorągiew obu rękami przy piersiach.
Porwano Michałka natychmiast i przyprowadzono przed Czarnieckiego.
Stanął tedy bosy, rozczochrany, z nagą piersią, z koszulą i sukmaną w strzępach, zamazany krwią szwedzką i własną, jak nieboskie stworzenie, chwiejący się na nogach, ale z ogniem niezgasłym jeszcze w źrenicach. Zdumiał się pan Czarniecki na jego widok.
— Jakże to? — spytał — ten zdobył królewską chorągiew?
— Własną ręką i własną krwią — odparł Szandarowski. — On także pierwszy dał znać o Szwedach, a potem w największym ukropie tyle dokazywał, że mnie samego i wszystkich zadziwił.
— Prawda jest! rzetelna prawda, jakoby kto spisał! — zakrzyknęli towarzysze.
— Jak ci na imię? — spytał chłopaka pan Czarniecki.