Strona:Zofia Bukowiecka - Michałek.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   56   —

skiej mowy, tylko bardzo cudacznie ją przekręcał.
Spojrzał z podełba na stajennego.
— Prawdę gadala, znala droga, wiedziała gut, gdzie Leża? — pytał zeszwedziały Niemiec.
Michałek zatkał czapką usta, żeby się nie rozśmiać, i odpowiedział chytrze:
— Wiedziała, wiedziała, gdzie leżeć będziesz, ino mnie weź za przewodnika.
— Gut, to jest dobra, weźmiemy, siada na fura i fort, ty, stara chłopa, idź precz doma.
— Zdałaby się zapłata, tyle czasu zmitrężyłem — upominał się gospodarz, ale Niemiec wpadł w gniew.
— Dam ja tobie zaplata, ty, polska szwynia, wielga honor miala, szwedzkiemu królowi slużyla, fort, a ty siada na woza.
— Mam konia, z konia lepiej drogę widać! — zawołał Michałek.
Nim pastuchy na błoniu opatrzeć się mogli ze zdziwienia, on dosiadł już źrebca i popędził przed wozami na przewodnika, a tak tęgo szkapą wodził, że niemiecki knecht aż językiem cmokał, co takiego dobrego przewodnika dostał.
Kręcili głowami koniuchy, krzyczeli za Michałkiem, żeby go powstrzymać od daremnej mitręgi, ale chłopak nie pytał na ich wołanie, tylko źrebca piętami ściskał, a raz po raz ku słońcu spoglądał, czy zaszło.