Pędzę z utrudzonego nie zstępując konia,
Aż gdy mnie Zofijówki otoczyła wonia:
Stworzenie wszędy świeże poznawa źrenica,
To mnie bawi, to cieszy, to zmysły zachwyca:
Chudą pierwej golizną świecące pagorki,
Zdaleka przyniesione pocieniły borki;
Gdzie między krajowemi umieszczone drzewy,
Są z Libanu, z Atlasu, z Antypodów krzewy.
Od nich mnie po kamieniach noga niesie letka,
Ku niższej grocie, króla rzeczonej Łokietka.
Nie wszystkim w tę jaskinię uczęszczać się godzi,
Młodszy świat jej używa, Patagon nie wchodzi.
A stamtąd pochodziste przebiegłszy zielenie,
Starowniej kuta grota większe ma przestrzenie;
Z czoła olbrzymi granit zamiast słupca stoi,
Krynica ją z opoki wytłoczona poi.
Tam słodki wiersz, którego żaden wiek nie zmaże,
W tę grotę wchodzącemu szczęśliwym być każe.
Smutnem nieposłuszeństwem ciężko jest przewinić,
Ten kazał, co szczęśliwych chce i może czynić.
Przy lewej stronie drogi, od swych sióstr osobna,
Wisząca grozi skała Leukacie podobna,