A tam pod miasto przyszedł bór, dziewicze
Głębie swej puszczy, jak serce, otworzył —
I oto w gajach świętych płoną znicze,
Dym się na ziemi, jak obłok, położył
I wstał, i urósł, jak kościelna wieża,
I poszedł w jasnych błękitów bezbrzeża...
Edward Słoński.
I znowu jestem w grodzie prastarym Konrada...
Późna nocna godzina... Zasłuchany w ciszę,
Która szumi, jak fala wiślana, i gada,
W fotelu na biegunach sennie się kołyszę...
Z okien widać katedry poważne zarysy
I wieży zegarowej... A spacer za tumem
Pusty — wabi kasztanów szelestem i szumem...
W dole — Wisły gościniec... Na tratwach śpią flisy...
Za Wisłą się roztacza lasów czarna wstęga,
Otulonych w mgły nocne... Kościelne Radziwie
W rozłożystych topoli szumiącej śni grzywie...
A wzrok, łzami zamglony, w nieznaną dal sięga...
Na moście wyludnionym spóźniony wóz dudni
I naftowe latarnie w odstępach migocą...
Słodko marząc, samotnie napawam się nocą,
A powstrzymać łzy rzewne już coraz mi trudniej...
Wszystko księżyc wysrebrza, drzew czarność ocienia...
W ciemnej fali drży lekko świetlana kolumna...