Ale czemuż tylko roję,
Czemu dłonią trzymam łódź?...
Życie śpiewa pieśni swoje —
Kochaj — pragnij — marz i nuć.
Ach! są w życiu złote blaski,
Są nadzieje cudnych snów:
Może wejdzie zorza łaski,
Może szczęście błyśnie znów.
Po tej fali — ciemnej fali —
Niech przelecę niby ptak.
Płyńmy dalej — płyńmy dalej
W niewiadomy życia szlak.
Ogniem — zda się — czerwonym gore cała puszcza,
Szczyt boru purpurowym płaszczem się otula,
Niebo płonie jak pożar. Aż ognista kula
Weszła na bór. Rakietę złotych strzał wypuszcza.
I Świteź purpurową falą się rozpluszcza,
Rzekłbyś — ogień po wodzie, jak po stepie hula,
Srebrne mgły — jak płonąca zdają się koszula —
I drży serce każdego, nadbrzeżnego kuszcza.
W wyżyny płynie zorza. Łuna krwi zagasa,
Płomienno-złotym kręgiem zajaśniało słońce
I wszystkie rzeczy złoci jego złota krasa.
A oto wielką tarczą w głębinach się pali
Drugie słońce — i w każdym kędziorze wód fali —
Rozpryskuje się w drobnych — złotych słońc tysiące.