Odprawia wiatr u skały lodowej ołtarza,
A tej mszy słucha turni zwieszonych milczący
Tłum i białego lasu przepastna ciemnota
I kędyś uczepiony na szczytowym rogu
Blask wschodzącego słońca, co lody rozżarza,
Nakształt lampy ofiarnej, u stropu wiszącej...
A kiedy się gwiazdami zaświecą przestrzenie
Wiekuistego nieba i nieprzeniknione
Zejdzie na ziemię nocy zimowej milczenie:
Wówczas mi się wydaje, że już lat tysiące
Ubiegły, że już życie dawno pogrzebione
I że jest to dusz ludzkich, dawno niepamiętnych,
Dusz do szału zuchwałych, do szaleństwa smętnych
Uroczysko grobowe, senne i milczące...
Kazimierz Przerwa-Tetmajer.
Jakieś się nabożeństwo w górach uroczyste
Gotuje, szmery biegną ciche po przez wrzosy
Jodła z mgły nocnej czesze rozplecione kosy
I wyłania wierzchołek nad opary mgliste.
Noc pierzcha, świtu błyski pełzają faliste
Po szczytach, uciszając nocnych świerszczów głosy,
Mchy i trawy się myją w szklanych kroplach rosy,
By do chramu przyrody wejść świątecznie czyste.
Cud się zbliża: zwiastują go promienne gońce,
Giewont zarzucił śnieżny welon na ramiona
I złocistą monstrancyę ujął w jego końce,