Ta strona została uwierzytelniona.
I jakby sądu godzina
Szła w bór znienacka
Złowroga...
Jesiennych obłoków łono
W strzępy drze wicher, rozrywa,
Zagadka jakaś straszliwa
Za chmur się tai oponą...
I jakby sądu godzina
Szła w bór znienacka
Złowroga
I jakby dłoń świętokradzka
Zasłonę zwlec chciała — z Boga!...
W morzu rozchwianych gałęzi
Północny wicher grzmi — i przeklina
I dech utracą — i rzęzi
I milknie — i cichną knieje
I krzepnie puszcza głucha,
A w ciszy bór tężeje,
Prostuje się — i słucha...
I nagle znów z daleka
Coś zrywa się, coś zbliża,
Jak wartka szumi rzeka,
Jak fala leci chyża,
I znowu w leśnej głębi
Wichrowy bunt wybucha,
I pryska gałąź sucha,
I drzew się fala kłębi...
A z wichrem — dawne rany,
Przedwieczne krzywdy płaczą,
Ból ziemi rozpętany