By w złotej łusce zbroi! Wichrów stado
Mknęło nad tobą, szły deszcze i burze,
Fala za falą spadały kaskadą,
Rwąc i unosząc marmur po marmurze,
Bóstwo za bóstwem, portyk po portyku,
Trzeba ci było — jasnej słońca córze —
Na prokrustowem łożu Paszaliku,
Półksiężycowi posłusznej krwawemu,
Przespać noc długą bez głosu ni krzyku.
Lecz się zbudziłaś ze snu, a wiesz czemu?
Bo z lica ziemi czas napróżno ściera
Tych, co moc trwalszą stawią przeciw niemu...
A tyś jest, Grecyo, ojczyzną Homera!
∗
∗ ∗ |
Jak ptak spłoszony, co pierzcha do słońca,
Tak myśl ma leci w te lasy i gaje,
Gdzie białą korą lśni brzoza płacząca.
W cieniu dąbrowy migocą ruczaje,
A w borach smukłe czerwienią się sosny; —
Gdzie w noc miesięczną z Świtezi powstaje
Opar w rusałki kształcie bezlitośnej,
A zorzę ptasząt chór pobożny wita —
I leci w pola, co na schyłku wiosny
Złoci pszenica, srebrzą łany żyta, —
I na wzgórzami falujące błonie,
Gdzie oczy pieści zieleń rozmaita.