Strona:Zielinski Historia Polski-rozdzial9.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W szczególnym stopniu dotyczyło to szkół wyższych, gdzie studenci pochodzenia inteligenckiego (na I roku studiów, w r. 1935/36) stanowili ok. 45% ogółu młodzieży studiującej wobec ok. 22% pochodzenia chłopskiego i robotniczego (wliczając już do tej ostatniej i dzieci „niższych funkcjonariuszy”) oraz ok. 12% pochodzenia drobnomieszczańskiego (por. tab. 14) Przypomnijmy tu, że klasa robotnicza, chłopi i drobnomieszczaństwo to łącznie ok. 92-93% społeczeństwa Polski międzywojennej, inteligencja natomiast — w szerokim rozumieniu tego pojęcia — nie przekraczała zapewne 6% ogółu jej ludności.
W swej znakomitej pracy o społecznej genealogii inteligencji polskiej J. Chałasińki podkreślał jej szlachecki rodowód jako zasadniczy współczynnik, kształtujący postawy ideologiczne, światopogląd, obyczajowość itp., a także skład osobowy tej grupy społecznej. Kształtująca się na tym gruncie inteligencja była raczej ubocznym produktem rozwoju stosunków kapitalistycznych w Polsce niż ich promotorem. W te nowe stosunki wchodziła raczej z poczuciem społecznej degradacji niż — jak w wypadku inteligencji pochodzenia mieszczańskiego — z nadzieją na społeczny awans. Tym silniej manifestowała swą inność i odrębność, tym staranniej odgradzała się od „intruzów” z warstw „niższych”, tym bardziej starała się ratować przynajmniej zewnętrzne znamiona swej „lepszości”. Służył temu m. in. rozpowszechniony w tej sferze wzorzec „człowieka dobrze wychowanego” (według określenia Floriana Znanieckiego), a także swego rodzaju kult „dobrego towarzystwa”, połączony z lękiem przed uwikłaniem się w „towarzyskie skandale” i w ogóle przed czynieniem czegokolwiek, co „nie wypada”. Pisał o tym J. Chałasiński: „Dobre towarzystwo oto podstawowa instytucja inteligencji polskiej. Do każdej sfery społecznego i kulturalnego życia inteligencja wnosiła tę domowo-towarzyską zasadę dobrego towarzystwa. Ona obowiązywała w urzędach i ośrodkach twórczości kulturalnej, w uniwersytetach; własne życie inteligencji kształtowało się na tej podstawie w swoiste getta społeczno-towarzyskie”.
Nie warto by zapewne poświęcać tym zjawiskom tyle uwagi, gdyby miały one jedynie charakter anachronizmów obyczajowo-towarzyskich. Tak jednak nie było, miały one bowiem również określony wymiar społeczny i ideologiczny. Raz jeszcze sięgnijmy tu do przemyśleń Chałasińskiego: „Wielkopańska sztuka bycia to ostatnia przegroda społeczna, która odgradzała szlachtę — inteligencję od pospólstwa. Być panem »z ducha« na dyskretnie ukrywanym »śmietniku« dawnej rodowej świetności. Inteligent to człowiek, z którym można było utrzymać stosunki towarzyskie, któremu podawało się rękę, zapraszało do stołu. Inteligent to stanowisko społeczno-towarzyskie, wykluczające ordynarne formy zarobkowania — inteligent nie zarabiał, on otrzymywał gażę, uposażenie, honorarium. Niedawno jeszcze lekarzowi wręczało się honorarium dyskretnie w kopercie. Salonik inteligencki kontynuował styl kulturalny przedkapitalistycznego dworku ziemiańskiego. Cechą tego stylu było powiązanie kultury inteligenckiej ze społeczno-obyczajowym wzorem człowieka nie potrzebującego zarobkować”.
Tej surowej charakterystyce można by oczywiście przeciwstawić szereg nazwisk i nawet grup inteligenckich, zdecydowanie przełamujących ciasne opłotki tej mentalności i równie zdecydowanie angażujących się w walkę o postęp nie tylko na polu nauki i kultury, lecz także myśli społecznej i politycznej. Znaleźć ich można