Strona:Zgon Oliwiera Becaille (Émile Zola) 050.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
V.


Pierwszą mą myślą było obecnie udać się do dozorcy cmentarza, aby mnie kazał do domu odwieźć. Wstrzymało mnie jednak od tego kroku świtanie niewyraźnych jeszcze na razie myśli... Poprzestraszają się wszyscy moim widokiem... Na co się spieszyć, skoro i tak jestem obecnie panem sytuacyi... Począłem sobie obmacywać ciało; miałem tylko nieznaczny ślad zębów od ukąszenia w lewą rękę, wynikła stąd lekka gorączka wyposażała mnie jednak w niebywałą energię. Tak jest, potrafię pójść do domu bez niczyjej pomocy...
Nie chciałem tracić czasu. Przez mózg mi przelatywały tysiące myśli. Napotkawszy w pustym grobie obok mojego narzędzia grabarzy, zoryentowałem się, że należy usunąć zrządzony przezemnie nieład i załatać dziurę przez którą wyszedłem, aby mego zmartwychwstania nie spostrzeżono. Na razie myśli te nie miały jeszcze określonych kształtów, wydawało mi się jednak, że zbytecznem nadawać memu zdarzeniu rozgłos, jakbym się trochę wstydził tego, że żyję, kiedy mnie wszyscy mają za zmarłego. W przeciągu godziny zdołałem zatrzeć wszelki ślad. I wyskoczyłem z jamy.
Jakaż piękna noc!... Cisza głęboka zaległa cmentarz. Czarne cienie drzew rysowały się nieruchomo wśród tłumu białych grobowców. Rozejrzawszy się lepiej, spostrzegłem, że pół nieba płonie