Strona:Zgon Oliwiera Becaille (Émile Zola) 038.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ksiądz począł recytować łacińskie wyrazy. Dreptano jeszcze dokoła ze dwie minuty. Naraz uczułem, że się zaczynam zapadać, i w tejże chwili trumna, o której kanty naprężone powrozy tarły się nakształt smyków, wydała z siebie huczący ton rozbitej basetli. Skończyło się. Huk straszliwy, podobny do armatniego strzału, rozległ się cokolwiek na lewo od mej głowy, po chwili drugi, taki sam u mych nóg, inny, jeszcze gwałtowniejszy ugodził w okolicy mego brzucha, a tak rozgłośnie, żem myślał: trumna pękła na dwoje pod bryłami walącej się ziemi. W tej chwili straciłem przytomność.

IV.


Jak długo zostawałem w tym stanie — nie umiałbym odpowiedzieć. Sekunda i wieki jednakiego są trwania w nicości. Przestałem istnieć. Stopniowo i nieznacznie poczęła mi wracać świadomość bytu. Spałem ciągle, zacząłem jednak śnić. Z czarnego tła, zamykającego mój widnokrąg, wyłoniła się mara. Snem zaś jaki miałem, był ów dziwny obraz, co dręczył mnie już wiele razy niegdyś, w czasach, kiedym z otwartemi oczyma, pod wpływem wrodzonego usposobienia do straszliwych inwencyi, lubował się w okrutnej rozkoszy wymyślania Bóg wie jakich spadających na mnie katastrof.
Wydało mi się, że żona oczekuje mnie gdzieś prawdopodobnie w Guérande, i że wsiadłem do pociągu kolei żelaznej, aby się do niej udać.