Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bije brawo w rytmie tańca — nogami i korpusem naśladują prysiudy —
(— pani Ho! — jakie znakomicie umiała palcami imitować ten taniec! — dawno! —)
Publiczność śpiewa — krzyczy — gwiżdże — hu — ha!
Rustan wparł łokcie w dół — gestykuluje dłońmi i palcami szeroko, rozstawnie, wymownie — — pochyla głowę i wtajemnicza szeptem zachrypłym, wybałuszonymi, przekrwionymi białkami — próbuje wymanić przytakiwanie słuchaczy — źlamda, błaga, łasi się:
— jedno dziecko miałem, chłopak, Zbyszek — no i zmarł w czternastej wiośnie życia — hę? pech! — nikogo nie kochałem, jednego jego, Zbyszka, kochałem — — ładny był, czupryna czarna, gęsta, w dotyku międziusieńka, taka jak jedwab — lubiłem... a oczy miał jak tarki, czarne, żywe — chłopak był rozgarniony, bystry; i dobry; bardzo dobry — — no i umarł na tych, o, na tych rękach umarł; a one żyją, przeżyły — cóż tam ręce! — ręce — ręce — to jest nic! — — nalejno Julek — i każ wódki — wino, takie wino — — co rok w rocznicę śmierci idę na jego grób — jadę, jeśli daleko; — dwadzieścia dwa lat temu — dwadzieścia dwa razy jechałem, byłem — zawsze z półliterkiem wódki — i tam wśród mogiłek na jego zdrowie! eks! — takie tam i jego zdrowie, chudziątka mizernego, kosteczki się ino bielą w truchle, nic więcej — — miałby dziś, akuratnie miałby trzydzieści sześć lat, ładne lata, pomiędzy trzydziestką a czterdziestką to są najpiękniejsze lata — ale tu nie ma takiego między nami, — — połowa z nas