Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

monie dopytywał się: a lata? choroby? przyczyny zgonu rodziców? — etcetera — cichutko i lękliwie, w tajemnicy „między nami“ zaszeptał — z rumieńcem dzięcielinowym — a weneryczne? — kto? — no... pan! — nie; — westchnął z ulgą: dziękuję panu —
— ta aktorka, o której mówiłem (— to Maas oczywiście —) miała całe pośladki pokłute — tyle zastrzyków! — leżała dłuższy czas na brzuchu, inaczej nie mogła —
— też pięknie — wwargolił doktór Oborski; ten to jest chłop na schwał — ejże — maładec! — wysoki, zwinny, gibki; brunet, ślepia czarne, nieco skośne, z tatarska; rzęsy jak u Marleny Dietrich długie, wygięte, brwi sute, gęste, zrośnięte u nasady nosa; krótki, wypukłe nasrożony skrawek wąsa; wargi czerwone, z pieśni miłosnych, koralowe; duże zatoki (zaczesanie gładkie do tyłu) — stąd olbrzymie czoło (zwłaszcza przy pochyleniu głowy) dorównuje połowie wysokości całego oblicza; cera matowa, blada. W wymowie ma Oborski taką osobliwość zbytniego przyśpieszania wyrzucanych słów, które włażą sobie w paradę i nadeptują na pięty; mówienie takie, to właściwie tyralierka. Przy śmiechu policzki i powieki całkowicie zasłaniają oczy; wogóle: pieje śmiechem gdzieś aż od przepony brzusznej; zanosi się; rękami w uda pieszczę; zaraźliwe to; śmiejesz się wraz z nim — musowo! — Nagły i zbytni choleryk; koledzy mawiali: z tym Oborskim trzeba ostrożnie; miał raz wypadek automobilowy — wyrzuciło go poza szosę w rów, ma ponoć nadwyrężoną podstawę czaszki; nie należy go irytować; obchodzić się trza