Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drogach, a to, wiadomo, są drogi! — czterdzieści kilometrów.— Jechała z nim żona wystraszona i milcząca, dyżurny lekarz pogotowia, jechał też młody przyjaciel, dobry chłopiec, dbały — bo to i to pogotowie to jego zabiegliwość — i papierośnicę pełną wsunął cichcem za szlafrok Cyprjanowi, gdy już do tego szpitala dalekiego dojechali byli.
Zbiegli się nazajutrz — bo tego dnia przyjazdu nic — była niedziela, dyżurny lekarz tylko, niski, żółtawy, japończyk poprostu: — cóż? — a takieto obiawy są? — aha! — no to zimne okłady, lód, czopek pantoponowy na znieczulenie — ale nazajutrz zbiegli się lekarze — chirurg był pierwszy (okazało się, że on już wczoraj czekał) — w narzuconym na jedno ramię futrze wpadł — i że nic, tylko operacja, powiada, że konieczne to i zaraz, najlepiej dzisiaj, jutro rano względnie — o! — dotknął boleściwego miejsca palcem — o! — powiada: cały brzuch opancerzony napiętemi mięśniami — co tu dużo gadać! — — wywołał skinieniem głowy internistę na korytarz — po chwili internista wrócił sam z rzadką miną; — — poczęły się konsultacje, sondowania żołądka po „alkocholowym śniadaniu“, badanie krwi, mikroskopijne śledztwo w obrębie wydzielin — oczywiście: krew! — — Interna bierze na ambit: spróbować leczenia, gdyby rezultaty nie tego, no to wtedy; więc: dieta Leubego, mleko, masło, cukier, bismut, alucol, belladona, papaverina — okłady z lodu — no uciążliwe bardzo — i boleściwe wciąż przez pierwsze dni — ale ataki, te skręcające, rozpoczynające się w żołądku po prawej stronie i rozgwieżdżąjące się ku grzbietowi pod łopatki — ino wyć! — te ataki coraz