Strona:Zbigniew Uniłowski Na dole.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nością, wyniosłego. Jeden Marek unikał Kamila, nie zbliżał się do niego w żadnej formie. Janek Kotowski zmężniał nadspodziewanie, spoważniał, w dzień pracował u szewca, miał wkrótce zostać czeladnikiem, wieczorami spacerował z dziewczynami po skwerze, grał na organkach, palił, głos mu zgrubiał. Osamotnienie zupełne i wrogość dokoła. „Kusia“ też przepadł nagle, wyjechał dokądś na wieś, nie było więc straszliwych napaści z „syfonem“, na jego miejsce pojawiła się stokroć jadowitsza udręka Kamila w osobie Jacusia z bazaru na Browarnej, który specjalnie upodobał sobie teren ulicy Leszczyńskiej ze względu na „czarnego Mańka“. Był to przeraźliwie chudy, krostowaty połamaniec, koślawy obdartus, zwinny i przedsiębiorczy, złośliwy ulicznik. Kreatura „krwawego Wiktora“, który teraz wydoroślał, trzymał sztamę i kombinował razem z braćmi, rzadko wystawał na ulicy, do swej sławy uzyskał jeszcze jeden listek wawrzynu po krwawej rozprawie na noże z „Rudym“ (oporządził go na dwa miesiące szpitala), figurował w pismach i odsiedział ten wyczyn. Jacuś zaprzyjaźnił się z „czarnym Mańkiem“, i obaj stworzyli spółkę tak czynną, że cała Leszczyńska przygotowywała się aby wnieść petycję w sprawie osadzenia ich w domu poprawczym. Kradli, in-