Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pozostała nią mimo tych stosunków. To znaczy uprawiali stosunek powierzchowny. Trzeba panu wiedzieć, że panna ta, dość dawno mnie już interesowała. Oczywiście w sensie duchowym — prawda. Przyjeżdżam na wieś, do rodziców, na wypoczynek i, hej, na Boga! śmieszna historja! Dowiaduję się mianowicie, że panna ta zaszła w ciążę. Moja znajoma, akuszerka, powiedziała mi to w zaufaniu, zaznaczając, że niewinność nie została naruszona. Co? — Jak dalece nie można być pewnym. Ale niechże pan weźmie to od strony psychologicznej. Panna, córka geometry, z prostym... pojmuje pan... chamem, ha... łotrostwo... synem młynarza. Cóż za perfidja! — dopuszczać do zbliżenia, a mimo to... ha, niewinność. Pojmuje pan ohydę... ohydę!! tego postępku. Łotrostwo, młodzi ludzie... ach, panie!
Edward był straszliwie wzburzony. Trząsł się cały, i wpatrywał się w Lucjana pałającym wzrokiem. No, co pan na to?
— Niechże się pan uspokoi. Co jest z panem? Opowiedział pan historję i sam się pan nią podenerwował. Drobiazg, cóż to nowośc dla pana? Takich historyj jest tysiące. Przepraszam pana, idę na obiad.
Lucjan nakładał palto. Edward w milczeniu wziął niedopałek papierosa i stał nieruchomo przy komodzie. Kiedy Lucjan wychodził, rzucił za nim.
— A wyobraź pan sobie, jak oni to czynili, ha? — jak ona musiała uważać, co za premedytacja.
Lucjan trzasnął drzwiami. A niechże cię cholera trzaśnie, durniu jeden! Dostałem się w towarzystwo,