Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mel, Brocki, Turkowski i Paczyński. Powitano Lucjana wesoło. Usiadł między Olafową a Wermelem. Omawiano ostatni wypadek z Wolicą.
Wermel mówił patetycznie:
— Nie był nawet pijany, siedział zaś w towarzystwie ludzi spokojnych. To prawda, był podniecony, bowiem jeśli się mówi o Norwidzie, trudno nie być podnieconym. Otóż Wolica rozprawiał o tym genjuszu, mówił o nie pojmowaniu go przez naród, jeszcze wiele innych spraw poruszał i skończył temi słowami: „Wszystko przez tę z...ą — wybaczy pani, ale o to właśnie chodzi — polską rzeczywistość“. Natenczas od sąsiedniego stolika powstał jakiś pan, powiedział, że jest przodownikiem policji i że nie może słuchać podobnych określeń na ojczyznę. No, i zamknęli Wolicę. Jak tylko się dowiedziałem, poszedłem do niego, do komisarjatu. Pozwolono mi się zobaczyć. Powiedział mi pocichu: Pyta mnie dyżurny przodownik, o czem ja mówiłem. Odpowiadam mu, że o Norwidzie. Co to za facet, pyta mnie przodownik. Poeta odpowiadam. Gdzie on mieszka? W grobie, odpowiadam, No to ja przeprowadzę śledztwo i porozumiem się z jego rodziną, powiada przodownik. I kazał mnie zpowrotem zamknąć. Pożegnałem Wolicę i prosto przyszedłem do was.
— Bardzo się cieszę, że go przymknęli — powiedział Dziadzia.
— Przyjdzie kryska na Matyska, — powiedział żartobliwie Wermel.
Olafowa zwróciła się do Lucjana:
— Muszę panu powiedzieć, że pan bardzo źle wy-