Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ślisz. Pragnę wszystko naprawić. Już teraz będzie wszystko dobrze.
Przysunęła się do niego i pocałowała go mocno w usta. Leżał odrętwiały, nie mogąc zebrać myśli. Pocałowała go raz jeszcze i patrząc mu czule w oczy, mówiła:
— Dla mnie to wielkie szczęście, ogromny zaszczyt od losu, że mnie ktoś naprawdę kocha. Jestem pewna, że masz dla mnie tę miłość. Tak pięknie zwierzyłeś mi się wtedy z tego, tak prosto. Postaramy się powetować sobie straty spowodowane nieporozumieniem. No, już, nie patrz tak źle.
Ale Lucjan od niczego chyba nie był tak oddalony, jak właśnie od tej czułości i sentymentalizmu. Zaczął się śmiać głośno i tarzać po piasku. Mówił przez śmiech:
— Haha! jak pani zabawnie wygląda... proszę mi wybaczyć, ale to takie komiczne i niespodziewane... Heloiza... romantyzm. Co? Kocha mnie pani, szaleje pani za mną? Co pani powie? Haha... proszę dać spokój, mnie nawet trochę żenuje to wyznanie, to jest takie komiczne, tak, jak coś z podłego romansiku. Hahaha! Wie pani co? Zatańczmy może! Komedja.
Panna Leopard patrzała na niego ze smutkiem.
— Dziecko, ty jesteś okropnie nerwowy. Kłębek nerwów. Ja doprawdy mówiłam teraz szczerze i poważnie. Proszę się uspokoić, to jest bardzo przykre.
— Proszę pani, wiem wszystko, wiem całą historję ze Stasiem. No?