Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kim ja jestem. Pan, panie Bednarczyk, jest karjerowiczem o chłopskim sprycie i pożądaniem rzeczy drobnych. Jeszcze raz powiadam panu, że nie zajdzie pan daleko. Pan Józef dotrze do tego, do czego zmierza: będzie prowadził spokojny tryb życia i utrzymywał proste, ordynarne stosunki z kobietą, z którą się ożeni. A ja jestem właśnie taki: psychopata drgający boleśnie na granicach nizin i poziomu. Przed chwilą mówiłem o mojej siostrze i o kościele. Dziwnem jest to, potępiam uczucia religijne i ubóstwo intelektu, to jest prostactwo. Ni to komunista ni arystokrata. Owszem, pod pewnymi względami jestem arystokratą ducha. Jestem bowiem za rozumny na to, aby dać się omamić, dość zresztą sprytnie zorganizowanej polityce religji, jednocześnie zbyt szanuję wartość umysłu ludzkiego, aby wziąć się na lep problematycznej idei równości i braterstwa. Nie mogę być równym człowiekowi, którego natura niedość zaopatrzyła w odpowiednią ilość płatów i włókien unerwienia w mózgu. Nie znoszę głupoty i gardzę nią. Sprawy zaś socjalne, bieda i tym podobne, są to rzeczy uboczne, zbyt materjalne, a przez to samo i ordynarne, abym się niemi zajmował. Jak długo ludzkość istnieć będzie, zawsze będzie większość ubóstwa, a w tem i jego siła, co za tem idzie, i walka ciągnąca się w nieskończoność. Jeszcze jedna ze sztuczek natury, abyśmy mieli się czem zająć. Popatrzmy tedy na „Miećka“. Kretyn, głuptak, przesączony wtrętną idejką, która dogadza jego pozycji socjalnej i instynktom. Swojej niewiary nie przemacerował rozu-