Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i popiskiwań. W szafce brzęczały przesuwające się butelki, jakiś rondel szurgał za ścianą. Nade mną mruczał pan De: „Cholera, a to dopiero“... Nie chciało mi się z nim wszczynać rozmowy. Ponieważ przewracałem się z boku na bok i przewracało mną z boku na bok, więc kręciłem się wkółko. Czasem gwałtowne pochylenie dziobu okrętu wciskało mi głowę w poduszkę, to znów nagły przysiad rufy unosił mi ją dogóry. Czułem się jakgdyby mnie w beczce spuszczano z jakiejś pochyłości. Naczynia za ścianą rozszczekały się nadobre, chrobotało to, i cieniutki głos szklanek wytwarzał niesamowitą kakofonję. Rano jak ślepiec, opierając się rękami o ściany, przedostałem się do łazienki. Wszystkie przybory tualetowe zgodnie zgromadziły się na dnie wanny. Nawet nie próbowałem ich ustawić na zwykłem miejscu, bo z półki zsunęły się nawet resztki proszku do zębów. Umyłem się wśród niebywałych trudności i zajrzałem do jadalni. Nasze maszyny do pisania zeskakując ze stołu, ściągnęły ze sobą pluszowe pokrycie. Teraz jak dwa oswojone zwierzątka drzemały obok siebie; jedna na