Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łą hulankę, ale skoro przyjedzie do obcego i pięknego miasta, nie będzie się szargał przez trzy dni, aby potem wogóle nie móc nawet w przybliżeniu określić jak to miasto wygląda. Żeby wogóle nic nie zwiedzić, nie nacieszyć się tym stałym lądem, którego tak pragnął! W twarz tylko takiemu napluć się godzi! No, sumienie tym przyzwoitym człowiekiem się zarżnęło. To dla mnie jakiś nowy termin. Przyzwoitość! Co to znaczy? Może opanowanie, takt, spokój i uczciwość? Nie, tak ze mną nie trzeba było gadać, braciszku! Jestem sobie zwykły żywy i niegłupi człowiek, przedewszystkiem żywy. Popełniam wprawdzie błędy, ale niema we mnie nic z nikczemności. Może trochę za bardzo się rozbuchałem w tem hiszpańskiem mieście, ale nic podłego nie uczyniłem. Przedewszystkiem jestem teraz poprostu fizycznie chory. Daj mi spokój głosie wewnętrzny! Wezmę teraz aspiryny, napiję się gorącej herbaty i pójdę do łóżka. Jutro pogadamy. A co do oglądania miasta, zostawiam je angielskim pięknoduchom. Ja napewno więcej od nich zobaczyłem, mam dar wyczuwania nastroju,