Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Samo się pokazuje po chwili. Czuję dwa lekkie uciski na ramieniu a nad uciskami mordeczkę suczki z oczami tak zdumionemi, że otwieram usta w uśmiechu. Czuję tylko jeden ucisk, odwracam głowę i widzę jak stoi oparta jedną łapką o moje ramię, cała znieruchomiała z niepohamowanej ciekawości. Ale że niema w moim wzroku nic złego, więc nagle zaczyna wdzięcznie krygować się wokół mojej głowy, zębami targa za włosy, słowem, najczystsza radość jest w tym piesku. Czuję się prawie szczęśliwy, tak mnie to bawi. Stosuje jakieś przemyślne zaczepki, przypada do podłogi badawczo wpatrzona we mnie, potem nagle się zrywa, przedniemi łapkami porusza w powietrzu, to znów kładzie się na grzbiet, bezwładna i oddana, z wyrazem oczu jakby mówiła: „Ja tu leżę obok ciebie zupełnie bezbronna i oddana, toteż myślę, że mi chyba nic złego nie zrobisz... Bądź dobry! Ufam ci!“ Pieszczę ją łagodnie dłonią, próbuje leciutko kąsać, ale widać przychodzi jej na myśl, że mogę tę zabawę źle zrozumieć, więc leży ze zmrużonemi oczkami; uosobienie dobroci i niewinności. Ale po chwili przecho-