Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wałęsał się po mieście, skupował jakieś portmonetki, latarki elektryczne, sztuczki z magicznego sklepu, sensacyjne książeczki. Zjadał i spijał niesłychane ilości słodyczy, przesiadywał w kinach. Martwił się, że nie może sobie kupić jakiejś solidnej rzeczy, na przykład roweru czy strzelby, tak zwanej wiatrówki. Ale toby mogło zwrócić uwagę pani Gorlickiej, która zajęta prowadzeniem interesu i całym swoim wewnętrznem życiem nie spostrzegła częstych wycieczek Kamila. Pewnego dnia Kamil spotkał młodego Piszczka. Zaprosił go do cukierni, począł mówić, że mu się świetnie wiedzie, ma dwóch korepetytorów, lada dzień narzeczona tatusia i on spodziewają się uwolnienia ojca. Prosił Julka, aby się zechciał spotkać z nim jakiego wieczoru, połazić trochę po mieście. Julek się zgodził i stwierdził, że mimo różnicy wieku, może się z Kamilem dogadać, że Kamil jest wyjątkowo rozwinięty na swoje lata. Kiedy Kamil chciał zapłacić za ciastka i czekoladę, Julek zawołał:
— Bójże się Boga!... skądże ty masz pieniądze... ja zapłacę!
— Ja pana zaprosiłem. Moja ciotka z Warszawy jest bogata i przysyła mi pieniądze... Mam napewno więcej od pana, bo przecież wiem jak panu skąpią w domu... Czasem tak się zdarza, że mały chłopiec jest bogatszy od starego... co ja winien jestem, że mam bogatą ciotkę.
To wyjaśnienie uspokoiło Julka. Umówił się z Kamilem na najbliższą niedzielę, na siódmą wieczór.
Spotkanie to nasunęło Kamilowi pomysł w związku z rozszerzeniem swobody. Powiedział pani Gorlickiej,