Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głowić się trochę nad ustabilizowaniem dalszego życia. Teraz muszą się radować, że los ich połączył.. Obaj sieroty... sami... Nikt się o nas nie zatroszczy!
Jedząc i pijąc, poprawiając w rękach Kamila nóż i widelec, Andrzej ciągle mówił i choć były to rzeczy proste, Kamil steroryzowany tym pierwszym w życiu sposobem biesiadowania, niewiele z tego rozumiał, potakiwał, starał się być swobodny i krzywił się, robił jakieś obojętne i znudzone miny, choć serce obtłukiwało mu się w piersiach nieregularnie, rozgrzane kilku łykami wina, krew rozsadzała żyły, a w głowie szumiało i mętniało coraz bardziej. To tylko odczuwał napewno, że ojciec mówi do niego poważnie i po dorosłemu, że traktuje go serio i po męsku. Dostał jeszcze jakąś zupełnie nieoczekiwaną i niesamowitą potrawę, mrożony krem z owocami... Jadł to, nieomal zaniepokojony rozkosznym smakiem; wreszcie ociężały, ciągle czując się niezręcznie, dał się poprowadzić ojcu do wyjścia.
Pociąg na chwilę zatrzymał się na jakiejś stacyjce, po czym ruszył i popadł w monotonną drżączkę. Andrzej zebrał karty, włożył je do kieszeni palta, zdjął binokle, przetarł je chusteczką, zamknięte powieki chwilę przyciskał dwoma palcami, znów usadowił binokle na nosie, splótł dłonie na brzuchu i zagadnął:
— Lubisz się gimnastykować?
— Nie bardzo... w szkole kazali, ale nigdy mi się nie chciało.
— W twoim wieku jest to konieczne. Pamiętaj, że dobrze rozwinięty fizycznie mężczyzna pewniej się czuje na tym świecie i myśl ma zdrowszą. Stań na podłodze!