Ta strona została uwierzytelniona.
go staruszka, począł krzyczeć, a nawet raz kopnął lekko Blefa.
— No, już wszystko w porządku, uciekaj, uciekaj!
A kiedy staruszek Blef zniknął we mgle, zstąpił z nieba duży bardzo anioł i wielkim młotem rozbił i zniszczył pałac doszczętnie.
A ciała pomaszerowały w swoją stronę przy dźwiękach marsza koników polnych, któremi dyrygował maleńki Chińczyk Cson‑Ten.
Słońce prażyło i cienie wyraźnie odbijały się na trawie i kwiatach.