Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy Blef zbliżył się do dziupli, w której siedział Cson­‑Ten, ten powiedział, zatykając sobie nos:
— Proszę oddalić się o kroków dziesięć i rzucić mi stamtąd różę, — tylko białą, bo nie znoszę koloru czerwonego.
Słońce i ptaki wogóle tak drwiły z Blefa, że podał szybko żądaną różę, aby skończyć wreszcie rozmowę. Zapytał:
— Czego żądasz za mój cień, księżycowy złodzieju?
Cson­‑Ten nie obraził się, bowiem był zbyt wielkoduszny. Odpowiedział:
— Oddasz mi pałac wraz z cieniami, a sam pójdziesz sobie precz.
Staruszek Blef zemdlał i upadł na ziemię. Ocuciły go mrówki. Podniósł się więc szybko i powiedział głosem zdławionym:
— Zgadzam się. Przyjdź jutro wraz z cieniem moim, pod drzwi pałacu mego.


∗                ∗

Gdy Cson­‑Ten stanął na gałęzi drzewa rosnącego wpobliżu pałacu — wraz z cieniem Blefa pod pachą, — tam już czekano na niego. Staruszek Blef siedział pod krzakiem porzeczek. Skoro zobaczył Cson­‑Ten, powiedział żywo:

— No dawaj.
— Zaraz, zaraz, — niech ci się tak nie śpieszy. Gdzie są szczury?